sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 22 - Muszę zostać sama

Camila

   Mam już dosyć siedzenia w domu. Podniosłam się z kanapy i podeszłam do drzwi. Wiem jednak, że mama mnie nie wypuści. Bardzo się o mnie martwi. Przez ostatni tydzień prawie stąd nie wychodziłam, nie mogłam. Zabiję tą Larę. Przez tą idiotkę wszyscy traktują mnie jak kalekę. To było tylko kilka uderzeń, a teraz mój stan niepokoi wszystkich wokoło. Broduey siedzi tu przy mnie, opuszcza zajęcia, robi wszystko żeby mnie pilnować. Już wyjaśniliśmy sobie przedwczorajsze nieporozumienie. Jedyny dzień kiedy mama mnie wypuściła myśląc, że jestem u Naty. I faktycznie byłam, do czasu... Uważam to już za podejrzane, ciągle lekarze, mama płacze, a Francesca i Brod ciągle tu są i to jacyś przybici. Nie rozumiem co się dzieje. Usłyszałam ponowne pukanie i nie zważając na to, że nie powinnam poszłam otworzyć. Zeszłam do salonu i nacisnęłam klamkę. Mogłam to przewidzieć, po drugiej stronie stał Broduey, znowu opuścił zajęcia.
   - Czemu nie jesteś w studiu? - spytałam wpuszczając go do środka. Brazylijczyk zignorował moje pytanie i skierował się za mną do salonu. - Napijesz się czegoś? - zapytałam. 
   - Rozmawiałem z twoją mamą - powiedział ciemnoskóry nie zwracając uwagi na to co mówię. - Pozwoliła mi powiedzieć ci prawdę - dodał zdenerwowany.
   - To znaczy?
   - Lepiej usiądź - powiedział. - Kiedy byłaś w szpitalu wykryli, że chorujesz na białaczkę. Przykro mi.
   - Co? - krzyknęłam rozstrzęsiona zrywając się na nogi. Jeszcze nigdy nie denerwowałam się tak jak teraz. Kojarzenie faktów przychodziło mi z trudnością, ale po chwili wszystko ułożyło się w jeden ciąg, choroba, brak leku, cierpienie, w końcu śmierć. A byłam jestem taka młoda. Mogłam wszystko! Dlaczego akurat ja? Łzy ściekały po mojej twarzy strumieniami, ale nie obchodziło mnie to. Po co mam być silna?
   - Dlaczego ty wiesz o tym pierwszy! To moja sprawa, czemu mi tego nie powiedziałeś! - krzyczałam z bezradności. - Nienawidzę cię!
  - Nie mogłem cię martwić, twoi rodzice nie pozwolili mi mówić.
   Uspokoiłam się. Nie mogę nikogo winić za to, że spotkał mnie taki los. On nie zrobił nic złego, wręcz przeciwnie. Ale jak dalej potoczy się moje życie? Czy będę mogła dalej śpiewać? Albo jak zareagują przyjaciele? Boję się że mogą mnie teraz zostawić.
   - Ile mi zostało? - wychrypiałam w końcu. 
   - Camila, to nie tak - wyjaśnił. - Żyjesz i wszyscy będziemy robili wszystko co w naszej mocy, żeby pomóc ci walczyć z chorobą. 
   Nie było łatwo. Moje myśli krążyły po jednym miejscu - szpital. Co będzie ze studiem? Muzyką? Jakiś czas temu czytałam "Gwiazd naszych wina". Pokochałam tą książkę, sama nie wiem za co. Może dlatego, że uwielbiam czytać? W każdym razie historia Hazel była dla mnie odległa, aż do teraz. W tej chwili rozumiem ją aż za dobrze. Ręce mi się trzęsły z nerwów. Oni wiedzą tak długo. A ja? A co ze mną? Czemu nikt nie mógł mi tego wyjaśnić? Teraz nasuwa się zbyt wiele pytań. 
   - A kto poza tobą wie?
   - Twoja mama i Francesca - oznajmił. - A twój tata dzisiaj wraca z delegacji.
   - Tak szybko? - spytałam.
   - Każdy chce spędzić z tobą te ciężkie chwile dopóki tu jesteś. - to było jak sztylet w serce. Dopóki tu jesteś... Długo dźwięczało mi to w uszach. Aż do momentu kiedy Fran cała we łzach wpadła do mojego domu. Długo się nie odzywała, ale w końcu złapała oddech o zaczęła mówić. 
   - Viola, ona... Musimy jechać do szpitala...
 


Dzień wcześniej
Leon
   - Stary, dużo jeszcze tego zostało? - spytał Fede siedzący obok mnie. - Chciałbym jeszcze pograć. 
   - Znasz Violettę i wiesz, że to nie będzie krótki wypad - powiedziałem odkładając pada. - Ale nie dziwię jej się. Fran ci mówiła? 
   - A co?
   - Heredia znowu się plącze. Ludmiła pisała do niego dzisiaj na asku - wyjaśniłem zapinając torbę na zamek.
   - Co?!? - krzyknął podrywając się z kanapy. - Nie mów, że znowu do niego zarywała bo uduszę! 
   - A robiła to kiedyś? - spytałem dość zdziwiony. Wydawało się, że są idealną parą. Nie mają tyle wzlotów i upadków co ja z Violettą. Ale to czyni naszą historię wyjątkową i jedyną w swoim rodzaju. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo ale dla kogoś takiego jak Violetta warto się poświęcić- Nie, jasne że nie.
   - A dzisiaj tylko pytała gdzie jest - oznajmiłem z uśmiechem na twarzy. - Ten kretyn po prostu przyznał, że odwiedza babcię, trzy przecznice stąd. 
   - No nie - powiedział Włoch. - Nie myśl, że jesteś mądrzejszy. Ja i Ludmiła też wyjeżdżamy. Może nawet uda nam się namówić Priscillę na prywatny odrzutowiec dziewczyn?
   - Ty też? - spytałem zdziwiony. - Serio myślisz, że Heredia coś zdziała?
   - Prawie go nie znam - odpowiedział. - Ale po co ryzykować?
   Fakt, to jest niepotrzebne. Jednak wiem, że on nic nie zrobi i sam dam sobie radę, a co dopiero z taką wielką grupą przyjaciół. A odpowiedź na wszystko to po prostu wyjazd. Trochę to głupie. Usłyszałem pukanie i poszedłem otworzyć drzwi. Za którymi stała Violetta.
  - Leon - zaczęła smutno.- Musimy porozmawiać.
   - Coś się stalo? -spytałem zdezorientowany. - Pamiętaj że możesz powiedzieć mi o wszystkim - dokończyłem troskliwie i spojrzałem na swoją wystraszoną dziewczynę. Po tym co działo się ostatnio mogłem spodziewać się najgorszego.
    - Nie, ale przyszłam po walizkę - oznajmiła chłodno. - Za godzinę mam samolot, sama.
   - Nie zgodzę się na to - powiedziałem patrząc jej prosto w oczy. Nie było w nich miłości tak jak kiedyś tylko powaga i pewność siebie. Coś jak inna Violetta jakiej nie znałem i nie chciałem poznawać. Albo coś się stało albo...
   - Ale nie pytałam o zdanie. Tak będzie lepiej dla wszystkich.   - To mój lot, nie twój - oznajmiła chłodno chociaż w jej oku kręciła się pojedyńcza łza. - Musimy się pożegnać.
   - A ty znowu o Tomasie?
   - Tylko wszystkim mącę w życiu więc nie stanie się nic złego jeśli wyjadę. Nie chcę cię ciągnąć za sobą. Masz życie tutaj i jestem pewna, że spotkasz kogoś lepszego - dokończyła przez łzy. - Żegnaj Leon.
   Odwróciła się i skierowała w kierunku centrum miasta. Nie spojrzała na mnie już ani razu.

 
💚💛💜💙

Wróciłam o wiele później niż planowałam. Prawda jest taka, że przez ostatni miesiąc prawie nie bywałam w domu. Zaniedbałam też wasze blogi a większość jaką czytałam jest już nieaktywna. Dzisiaj to nadrabiam a wy wysyłajcie mi linki i reklamujcie się :) Nie byłomnie dosyć długo i pewnie nie pojawią się komentarze. Mam nadzieję, że jednak jeszcze mnie pamiętacie.

A w kwestii rozdziału jak się podobał? Dosyć skomplikowana historia Violetty, jednak nie skończy się tak szybko to mogę wam obiecać. Przepraszam, że taki krótki, pisałam to pół roku temu.
Kocham Was ❤❤❤ I mam nadzieję że nadal tu jesteście i komentujecie, inaczej to nie ma sensu
Ludmi Verdas