piątek, 22 sierpnia 2025

One Shot Leonetta: Życie jak w bajce


Do pewnego czasu wszystko toczyło się jak w bajce. W dwóch zaprzyjaźnionych królestwach narodziły się dzieci. Dziewczynkę nazwano Violetta, a chłopca Jorge.  Obie pary królewskie postanowiły, że połączą się w jedno państwo z chwilą gdy ich dzieci się pobiorą.  To były szczęśliwe i bogate czasy w których nawet wieśniakom świetnie się powodziło i zawsze mogli liczyć ma pomoc władcy. Maria była wspaniałą królową i nawet przygarnęła do pałacu porzuconego niemowlaka. Nazwała dziewczynkę Ludmiła i wychowywała ją jak własne dziecko, a Ludmiła wraz z jej córką Violettą pokochały się jak rodzone siostry. Niestety okres pokoju przeminął równie szybko jak zaczął i nad królestwami zawisły ciemne chmury. Na królestwo dynastii Verdasów napadła wroga armia. Jednej z nocy której toczyły się walki armia napadła na zamek i go przejęła. Cała  rodzina królewska została wzięta do niewoli, a jeśli ktoś próbował się stawiać natychmiastowo pozbawiali go życia. Publicznie zabito młodszego z synów, a niedługo później panikującą matkę. Nikt nie wiedział co stało się z resztą rodziny ale były naprawdę nikłe szanse, że ktoś pozostał przy życiu. Za granicami krainy, którą władali państwo Castillo rozciągał się mrok, a nowi sąsiedzi bardzo zagrażali mieszkańcom królestwa. Z niegdyś zielonej krainy pozostało niewiele, lasy zostały spalone, wioski zburzone a ludność zabita zanim zdążyła dostać się do granicy. Niewielu uchodźcom udało się dotrzeć do nadal względnie bezpiecznego królestwa.
Dziewczynkom pod żadnym pozorem nie wolno było opuszczać pałacu. Robotnicy zaczęli budować mur obronny wokół miasta a mieszkańcy coraz bardziej szykowali się do nadchodzącej wojny. Mijały lata, nastąpiło kilka powstań które znacznie osłabiły siły wroga a życie w królestwie stawało się bezpieczniejsze. Violetta uczyła się etykiety pod czujnym okiem nauczycieli, ale przez rozgrywające się wydarzenia jej rodzice zgodnie stwierdzili, że jest za młoda by poradzić sobie z rządzeniem królestwem. Zwłaszcza nie mając męża. 
    Dziewczyna była rozczarowana, bo naprawdę liczyła na to, że będzie mogła zrobić coś dla poddanych, ale w głębi duszy cieszyła się, że nie będzie musiała mieć aranżowanego małżeństwa. Zawsze marzyła o tym żeby wyjść za mąż z wielkiej miłości, ale była już pogodzona z faktem, że musi zrobić to dla dobra królestwa. Ale książę którego nigdy nie poznała zniknął, więc Viola miała nadzieję, że może uda jej się rządzić samodzielnie, mimo że była jedna osoba, która przyprawiała ją o szybsze bicie serca. Był to jej doradca i młody nauczyciel Leon, których opiekował się nią od lat. Był od niej kilka lat starszy. Miał być kimś na kształt jej osobistego asystenta jednak księżniczka niezaprzeczalnie coś do niego poczuła. Leon miał piękne szmaragdowe oczy, był dobrze zbudowany i miał nieziemsko cudowny uśmiech. Mówił jak osoba nienagannie wychowana i mądra i był w pałacu jej najlepszym przyjacielem. To jego chciała poślubić, ale wiedziała że jako księżniczce nie wypada jej powiedzieć o tym głośno. Musi spełniać polecenia. A nie mogłaby dopuścić, żeby przez nią Leon został odesłany z pałacu więc nie może mu o tym powiedzieć. 


Pewnego słonecznego dnia Violetta wybiegła ze swojej komnaty, aby spotkać się z siostrą. Bardzo szybko wpadła na Ludmiłę, która znowu spoglądała przez okno na ogrodnika, który zatrudnił się u nich niedawno. Podobno pochodził z jednego z królestw włoskich.
***
- Mogłabyś chociaż spytać jak ma na imię, skoro wpatrujesz się w niego godzinami – powiedziałam. Ludmiła odwróciła się zmieszana ale po chwili odzyskała rezon.
- Federico – odparła. – Słyszałam jak wszystkie pokojówki o nim gadają – dodała a na jej twarzy pojawił się grymas. – Jakby nie wiedziały, że to ja go sobie zaklepałam.
- To może poinformujesz o tym jego? – spytałam uśmiechając się szeroko. – Mam pomysł, chodźmy do ogrodu. Pogadamy z nim trochę. 
- Ty masz fatalne pomysły Violu, a jeśli myślisz że pokażę się mu w tej sukience to się mylisz.
- No chodź – powiedziałam ciągnąc ją za rękę w stronę schodów a po chwili już spacerowałyśmy ogrodowymi alejkami.
- Buongiorno* – odezwałam się wesoło do bruneta. – Naprawdę niezłe dzieło, jeszcze nigdy ogród nie był taki zadbany..
- Grazie mille – powiedział lekko się kłaniając. – Bardzo miło mi was poznać – dodał zapatrzony w Ludmiłę. Chociaż starał się to ukryć, cały czas widziałam jak na nią zerka.
- Moja siostra ma do ciebie kilka pytań dotyczących roślin – powiedziałam szybko.  – Planuje urządzić niewielki ogród za zamkiem.
Ludmiła spiorunowała mnie wzrokiem i uśmiechnęła się w stronę włocha.
- Oczywiście jeśli masz czas – powiedziała uprzejmie. Miło było widzieć moją żywiołową siostrę w takim wydaniu. Lekko zażenowanym
- W takim razie już wam nie przeszkadzam – powiedziałam i skinęłam głową w stronę ogrodnika który w odpowiedzi szybko się ukłonił. Odeszłam zdecydowanym krokiem i udałam się do swojej komnaty gdzie miałam dziś spotkać się z Leonem. Kiedy weszłam do środka on już na mnie czekał.
- Damie nie przystoi się spóźniać – powiedział udając oburzenie ale potem szeroko się uśmiechnął. Prawie rozpłynęłam się w jego oczach. Jest tak perfekcyjny, że aż czasem brakuje mi słów.
- A tymbardziej wtedy gdy nie jest umówiona na konkretną godzinę – dokończyłam i zajęłam miejsce przy biurku.  – A więc jaką nudną lekcję musimy dzisiaj przerobić?
- Właściwie żadną – powiedział poważniejąc. – Ale są nowe doniesienia w królestwie o których miałem cię poinformować.
Byłam przekonana, że chodzi o raporty, zapasy żywości dla ubogich lub kryzys który zapadł po drugiej stronie muru, ale wiadomości mnie zaskoczyły.
- Z radością informuję, że prawowity król prowincji hiszpańskiej odnalazł się a flota królewskich statków przeprowadziła atak aby odzyskać królestwo. Król uważa wynik starcia za satysfakcjonujący. Z najwyższym prawdopodobieństwem ostateczny – powiedział oficjalnym tonem a potem przełknął ślinę i zaczął nerwowo rozglądać się po komnacie.  – Violetto, jest jeszcze jedna rzecz o której muszę ci powiedzieć… - zaczął, ale przerwały mu gwałtownie otwierane drzwi i blondynka, która rzuciła się na moje łóżko.
- Było cudownie – krzyknęła.
- Ludmiła, ciszej bo cię ktoś usłyszy – powiedziałam uciszając ją. – Jako księżniczkę obowiązują cię zasady.
- Ale on spytał mnie czy wybiorę się z nim wieczorem do miasteczka!
W tym momencie ja też zaczęłam piszczeć po czym odwróciłam się w stronę Leona i poprosiłam, żebyśmy mogli dokończyć tą rozmowę innym razem. On skinął mi głową na pożegnanie i opuścił komnatę. Kiedy drzwi się zamknęły odwróciłam się w stronę blondynki i powiedziałam:
- Opowiadaj jak było!
- On jest dla mnie idealny – pisnęła. – I mamy ze sobą tak dużo wspólnego. Planuje zostać w Hiszpanii na parę lat bo bardzo mu się u nas spodobało. To doskonała szansa, żeby się lepiej poznać.
- To cudownie – powiedziałam po czym lekko posmutniałam. Leon też jest wspaniały. Ludmiła ma wybór czy chce pozostać w pałacu. Wiem, że bardzo pilnie uczyła się architektury i kilka razy rozmyślała czy nie opuścić pałacu, żeby zacząć wymarzoną pracę. Nie chciałam żeby kiedykolwiek mnie opuściła, ale na mnie czekają tu obowiązki. Dobrze, jeśli chociaż Lu będzie szczęśliwa i wolna. 
Nagle drzwi otworzyły się po raz kolejny a do komnaty zajrzała mama. Razem z Lu szybko się podniosłyśmy i wygładziłyśmy suknie.
- Całą rodzinę królewską i doradców czeka spotkanie podczas którego zostaną przekazane wszystkie informacje  strategiczne o toczących się walkach – oznajmiła. – I bardzo ważne wieści dla królestwa. Zbierajcie się dziewczynki, widzimy się za chwilę w sali tronowej.
Chwilę później byłyśmy już na spotkaniu podczas którego tata przemawiał do wszystkich mieszkańców pałacu.
- Królowi Augustowi udało się pokonać wszystkich nieprzyjaciół i odbić zamek z ich rąk. Niedługo zacznie się intensywna odbudowa królestwa – nastąpiła pauza a po sali echem rozniósł się odgłos oklasków. – Ale to nie koniec dobrych wiadomości. Książe Jorge żyje i małżeństwo z moją córką Violettą Marią będzie mogło zostać zawarte w najbliższym czasie. Udało nam się ukryć księcia w królestwie na całe czasy niepokoju.
W sali rozległ się głośny aplauz. Wszyscy wiwatowali a moi rodzice uśmiechali się szeroko. Ludmiła spojrzała na mnie porozumiewawczo, ale nie miałam ochoty na świętowanie. Nie chcę wychodzić za księcia, którego nie znam. Myślałam, że zanim rodzice podejmą taką decyzję na nowo będę miała dużo czasu, a może nawet przekonam ich, że samodzielnie bardzo dobrze sobie radzę. Robiłam sobie coraz więcej nadziei, że uda mi się przekonać rodziców do Leona, w końcu był naprawdę dobrze wychowany i  wykształcony. Poczułam, że nie mogę ustać na nogach więc grzecznie przeprosiłam i odeszłam korytarzem.
Muszę lepiej panować nad emocjami, w końcu udało się odzyskać sąsiednie królestwo z rąk wrogów i dla mieszkańców zrobili się bezpieczniej niż kiedykolwiek wcześniej a ja samolubnie narzekam na małżeństwo. W tej chwili jak nigdy zazdrościłam Ludmile wolności jaka jej przysługuje. Czasem wolałabym być zwykłą mieszczanką, byle tylko być szczęśliwa i zaznać prawdziwej miłości. Tylko, że udało mi się ją odnaleźć w pałacu, ale nic nie mogę z tym zrobić. Czasem zastanawiam się, czy aby na pewno on też to czuje. Kilka razy odniosłam wrażenie, że patrzy na mnie tak samo jak ja na niego, ale mogę się mylić, w końcu jestem jego przyszłą królową. Nawet gdyby czuł to samo to byłby pewny, że nie może się z tym zdradzić.
Zawsze byłam odpowiedzialna więc bunty, fochy i ucieczki w ogóle nie wchodziły w grę. Muszę być dobrą władczynią dla swoich poddanych, muszę ich dobro traktować wyżej niż swoje. W życiu nie zawsze można mieć to czego się chce. A mimo wszystko mam dużo i muszę po prostu nauczyć się żyć w sytuacji w jakiej się znajduję. Nigdy nie planowałam zawieźć rodziców więc żyłam tak aby nie popełnić żadnego błędu. I tak oto teraz jestem bezbłędna i nieszczęśliwa. Im dłużej myślałam o sprawie tym bardziej bolało mnie serce. Dlaczego ja w ogóle się łudziłam, że moje zdanie ma znaczenie? 
Szłam przed siebie aż zorientowałam się, że znalazłam się pod gabinetem Leona. Skoro i tak już tu jestem to zajęłam miejsce na ławce i czekałam. Dawało mi to przynajmniej czas na przemyślenia. Nie mogę mu powiedzieć co czuję, on tego nie zrozumie i będzie mnie próbował od tego odwieźć. W końcu ode mnie zależy pokój. Muszę przynajmniej poznać tego księcia, może nie będzie wcale tak źle. Chociaż pamiętam jak kilka lat temu poznałam księcia Diego co było totalną porażką. Był bardzo arogancki, pewny siebie i nieuprzejmy i jedyne o czym wtedy marzyłam to zakończenie królewskiej wizyty.
Usłyszałam kroki i zobaczyłam zbliżającego się Leona. Chłopak podszedł do mnie, lekko skinął głową i otworzył drzwi do gabinetu.
- Może wejdziesz? – spytał. – Musimy dokończyć tamtą rozmowę.
Powoli podniosłam się i poszłam za nim. Milczałam. Bałam się że jak coś powiem to pociekną mi łzy, zawsze starałam się ukryć że jestem taka wrażliwa. Wiedziałam że nie mogę powiedzieć mu tego co naprawdę teraz czuję bo źle by się to skończyło. 
- Dlaczego uciekłaś z sali tronowej? - zapytał. 
- Te wieści to dla mnie trochę za dużo - odparłam ostrożnie. 
- Rozpoczęcie pokoju? - zapytał unosząc brwi.
- Nie, małżeństwo. 
- Rozumiem - powiedział Leon i usiadł obok mnie. Oboje patrzyliśmy pustym wzrokiem przed siebie. Zawsze mogłam mu powiedzieć wszystko, ufałam mu ale w tej chwili naprawdę nie wiedziałam jak się odezwać. Ten temat mnie krępował i chociaż wiem że dałabym radę porozmawiać z Ludmiłą to przy Leonie nie mogłam wydusić z siebie słowa. Nie miałam doświadczenia w takich rozmowach chociaż od dawna marzyłam że przyjdzie taki dzień kiedy powiem mu co czuję. A może nawet taki dzień kiedy on powie mi to pierwszy. Często o tym myślałam, wyobrażałam to sobie w szczegółach w różnych scenariuszach. Miałam nadzieję i ją straciłam. To było głupie z mojej strony że w ogóle miałam nadzieję. 
- Tak naprawdę nie chcę tego małżeństwa - powiedziałam. - Przecież tyle mnie nauczyłeś, czuję że jestem całkiem samodzielna i mogę przyczynić się dla królestwa bez żadnej pomocy. 
- Wiem że potrafisz, nigdy w to nie wątpiłem - powiedział spokojnie - Ale to rozwiązanie byłoby dobre z wielu powodów. 
- Wiem. Mam pełne poczucie obowiązku i zrobię to co jest najlepsze dla królestwa. Nie wyobrażam sobie zawieść poddanych. Ale nie jestem szczęśliwa - dodałam. - To nie byłby mój wybór 
- Rozumiem - powiedział cały czas patrząc w dal. - Masz do tego pełne prawo - dodał po chwili. 
Siedzieliśmy przez jakiś czas w milczeniu, ramię w ramię. Obserwowałam liście ruszające się za oknem. Niesamowite jak dużo zmian potrafi przynieść jeden dzień. Jestem oczywiście szczęśliwa że problemy w królestwie się kończą, nie mogłabym być aż tak samolubna żeby skupiać się teraz tylko na sobie. Idą dobre czasy a ja muszę popłynąć z prądem. Gdyby tylko dało się mieć jedno życzenie, zmienić tylko jedną sprawę. 
Leon ruszył się i powoli wstał. 
- Muszę coś załatwić - powiedział. - Porozmawiamy jutro, Violetto.
Ja też powoli ruszyłam się ze swojego miejsca i wróciłam do siebie. Położyłam się na łóżku całkiem wyczerpana emocjonalnie. Było mi naprawdę szkoda. Od dzieciństwa bardzo źle znoszę rozczarowania dlatego głupio mi że uwierzyłam w coś bezpodstawnie. Zastanawiam się czy jakbym poczyniła jakieś kroki wcześniej to czy coś by to zmieniło? 
Drzwi otworzyły się powolutku a w progu pojawiła się Ludmiła. 
- Wpuścisz mnie Violu? - spytała a ja skinęłam głową. Blondynka wsunęła się po cichu przez drzwi i usiadła naprzeciwko mnie. - Jak się trzymasz? 
- Jestem mocno zaskoczona i to tyle - powiedziałam. Próbowałam przekonać samą siebie. 
- Pomyśl sobie, będziemy szykować królewski  ślub! Wybierzemy Ci sukienkę, dekoracje. I poznamy twojego księcia 
- Wolałabym zacząć od poznania swojego księcia - odpowiedziałam. - I go sobie wybrać jakbym mogła być wybredna. 
- Oj no weź, krążą o nim same najlepsze opinie - powiedziała Lu. - Wiemy że jest wysoki, przystojny, bardzo inteligentny i świetnie wychowany, nikt nie twierdzi inaczej. Na pewno zrobi na Tobie wrażenie. 
- A może się zamienimy skoro Tobie tak odpowiada? - rzuciłam a Ludmiła się zaśmiała.
- Nie mów tak, głuptasie. W mojej głowie jest Federico - powiedziała Lu i rozsiadła się wygodnie. - No dalej mała, mów co naprawdę jest grane.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam jej głęboko w oczy.
- Zauroczyłam się Leonem - wzięłam długą pauzę na oddech a potem zaczęłam mówić jak karabin maszynowy. - I wyobraź sobie że ubzdurałam sobie że skoro te zaręczyny z dzieciństwa nie są już ważne to niedługo po objęciu tronu zasugerowałabym rodzicom że chciałabym poślubić kogoś spoza królewskiego świata. I naprawdę myślałam że to się uda, przecież wszyscy bardzo go lubią. 
- Przykro mi Violu - Ludmiła pogładziła mnie po ramieniu. - Powiedziałaś o tym Leonowi? 
- Nie, nie mogłabym skoro to nic nie zmieni - powiedziałam. - Ale wyobraź sobie jakie to byłoby piękne, życie z najlepszym przyjacielem.
- Myślałam, że ja jestem twoją najlepszą przyjaciółką - powiedziała robiąc głupią minę. Rzuciłam w nią poduszką. - Okej, wiem o co Ci chodzi. Myślę że przede wszystkim powinnaś porozmawiać o tym z Leonem. Inaczej będziesz się wiecznie zadręczała. Nic nie jest jeszcze przesądzone ale porozmawiaj z nim proszę.
- Teraz ty robisz mi nadzieję? Lu, to będzie bolało jeszcze bardziej. 
- Musisz spróbować Violu, to tylko rozmowa. Rozmowa po której będziesz wiedziała co robić. 

Długo później zastanawiałam się czy naprawdę jestem gotowa podjąć ten temat. Szukałam scenariusza ale nie miałam pojęcia jak w ogóle przeprowadzić tą rozmowę. Widziałam już w myślach jak mnie odrzuca, jak mnie wyśmiewa, jak nie wie do czego zmierzam. Wcale nie było to łatwe. 
Tego dnia zjadłam kolację u siebie i siedziałam długo nad swoimi szkicami. Tworzyłam szkice Leona z pamięci i czułam się z tym bardzo głupio. I dlaczego przy tym tak waliło mi serce? 
Następnego dnia wiedziałam już że muszę go znaleźć żeby wiedzieć na czym stoję. Żeby wiedzieć czy jemu też na mnie zależy i czy mam o co walczyć. Pobiegłam od razu po śniadaniu do jego gabinetu ale był pusty. Zastanawiałam się czy iść zapukać do jego komnaty ale odpuściłam sobie ten pomysł. Na pewno pojawi się przy dokumentach, muszę tylko zajrzeć później. 
Godziny mijały mi bardzo powoli, przechadzałam się po holu, próbowałam znaleźć sobie jakieś zajęcie ale nic mnie nie zajmowało. Przez pewien czas grałam na pianinie ale bezskutecznie nie potrafiłam zainspirować się żadną melodią. Aż nagle usłyszałam gwar w ogrodzie. Szybko wyjrzałam przez okno i go zobaczyłam, w tłumie ludzi. Biegłam tak szybko jak mogłam jednocześnie wkurzając się na siebie za tak słabą kondycję i głośny oddech. Nie przystoi żeby wiedzieli że biegłam. Przy drzwiach dołączyła do mnie Lu i w milczeniu poszłyśmy sprawdzić co się dzieje. Wypatrzyłyśmy w tłumie królewskiego doradcę i od razu się do niego skierowałyśmy. 
- Co się tu dzieje? - krzyknęłyśmy razem.
- Mieszkańcy wyjeżdżają na odzyskane ziemie, żegnamy ich właśnie na dziedzińcu - powiedział. Od razu tam się skierowałyśmy.

Na dziedzińcu panował niezwykły gwar — służba krzątała się przy wozach pełnych zapasów, konie rżały niespokojnie, a rycerze szykowali się do drogi. W tym chaosie Leon podszedł do mnie. Wyglądał poważnie, jakby w jednej chwili postarzał się o kilka lat.

– Violetto… – zaczął cicho. – Przyszedłem się pożegnać.

Zamarłam. 

– Co? – wymknęło mi się ledwie szeptem.

– Odbudowa królestwa wymaga mojej obecności. Nie mogę tu dłużej zostać. – Spojrzał mi w oczy, a ja czułam, że coś we mnie pęka. – Wiem, że to dla ciebie lepsze. Nie będę już przeszkodą.

– Leon… ja… – próbowałam coś powiedzieć, ale głos więzł mi w gardle.

On jednak nie pozwolił mi skończyć.
– Nie musisz nic mówić – przerwał szybko. – Rozumiem. Wiem, że twoje życie jest już wyznaczone, a ja nie chcę ci go komplikować. Chcę żebyś była szczęśliwa.

Wyciągnął dłoń i ujął moją na krótki moment. Poczułam drżenie, jakby cały świat miał się zaraz rozpaść.

– Byłaś dla mnie wszystkim – powiedział i uśmiechnął się smutno. – Nigdy tego nie zapomnę.

Zanim zdołałam wydusić choć jedno słowo, odwrócił się i ruszył do zamku. Stałam jak sparaliżowana, z sercem bijącym jak szalone. Chciałam krzyknąć, zatrzymać go, ale gardło zdusił mi niewidzialny węzeł. A on każdą sekundą znikał mi z oczu.

- Idź za nim, słońce - powiedziała Ludmiła. Dopiero przypomniałam sobie o jej obecności. I ruszyłam, pobiegłam ile sił nie przejmując się etykietą. Nie znalazłam go ani w komnacie ani gabinecie ale biegnąc korytarzem usłyszałam głosy w sali tronowej. 

I wtedy go zobaczyłam, stał wyprostowany i pewny siebie choć ja – ukryta za kolumną – widziałam, jak jego dłonie drżały, gdy składał ukłon przed królem i królową.

– Wasza Wysokość – zaczął, a jego głos brzmiał spokojniej, niż wyglądały jego oczy. – Przyszedłem, aby podziękować. Za wszystko, co otrzymałem na tym dworze. Za gościnę, zaufanie… i za to, że mogłem być tu tak blisko waszej córki.

Moje serce zabiło mocniej. O czym on mówił?

– Leonie – odezwała się mama, zaskakująco ciepło – czy jesteś pewien, że to konieczne?
          – Tak. – Westchnął i spuścił wzrok. – Nie mogę zostać. Nie chcę dłużej obciążać Violi. Ona… zasługuje na życie spokojne, bez mojego cienia.

Na te słowa zakryłam usta dłonią, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku.

Król patrzył na niego długo, milcząc, aż w końcu rzekł ciężkim głosem:
– Skoro tak postanowiłeś, nie zatrzymamy cię. Ale pamiętaj, że nasze drzwi zawsze będą dla ciebie otwarte.

Leon skinął głową. 

– Nigdy tego nie zapomnę. – A potem odwrócił się i odszedł szybkim krokiem, jakby bał się, że jeśli zostanie choć chwilę dłużej, już nie znajdzie w sobie odwagi, by odejść.

Zamarłam w cieniu kolumny, a w oczach zaszkliły mi się łzy. Czułam, że coś nie grało. To brzmiało jak pożegnanie większe, niż powinno. Dlaczego odchodzi?

Kiedy kroki Leona ucichły, mama i ojciec pozostali jeszcze chwilę w sali. Ich głosy niosły się echem po kamiennych ścianach.

– To okropne – szepnęła mama. – On tak bardzo ją kocha, a przecież nigdy nie powiedział jej prawdy.
          – Musiał milczeć – odparł król. – Tak było bezpieczniej. Wróg wciąż szuka zemsty, a gdyby wiedziano kim jest naprawdę, Viola znalazłaby się w niebezpieczeństwie.
– A teraz? – spytała cicho. – Czy dobrze robimy, pozwalając mu odejść?
– To jego wybór – powiedział ojciec stanowczo, choć w jego głosie brzmiał smutek. – Kiedyś prawda i tak wyjdzie na jaw.

Prawda. Znowu to słowo.

Stałam jak sparaliżowana, próbując połączyć strzępy rozmowy. „Nigdy nie powiedział jej prawdy”… „Kim jest naprawdę”…

Czułam, jak w mojej głowie rodzi się jedna szalona myśl. Ale zaraz sama siebie zganiłam: Nie, Violetto. To niemożliwe. Leon nie jest księciem. Nie jest Jorge. To ty chcesz, żeby tak było, bo pragniesz, by los cię z nim związał. Ale rzeczywistość jest inna. Musi być.

A jednak echo tamtych słów wciąż dźwięczało mi w uszach, nie pozwalając zasnąć tej nocy. Co chwilę wstawałam, chodziłam po komnacie, wracałam do okna i znów siadałam na łóżku, jakby ruch mógł uciszyć burzę w mojej głowie. W końcu, gdy zegar w korytarzu wybił północ, podjęłam decyzję. Musiałam znaleźć dowód.

Po cichu zakradłam się do gabinetu ojca, nie powinno mnie tam być. Miałam świadomość, że to zakazane, ale ciekawość i strach mieszały się we mnie w taki sposób, że nie potrafiłam się zatrzymać.

Na wielkim biurku ojca leżał stos pergaminów. Zaczęłam przeglądać je gorączkowo, modląc się, by nikt mnie nie nakrył. Większość była bez znaczenia: spisy podatków, listy dostaw, raporty z granicy… Ale nagle mój wzrok zatrzymał się na jednej notatce.

„Delegacja Królestwa Hiszpanii. Oczekiwany powrót Jorge. Ukrywał się do tej pory w bezpiecznym miejscu.”

Ukrywał się… Gdzie?

Poczułam, jak dłonie zaczynają mi drżeć. Zamknęłam oczy, a obraz Leona stanął mi przed oczami: jego spojrzenie przy pożegnaniu, słowa o tym, że nie chce mi przeszkadzać, jego smutek.

– Nie… – wyszeptałam, odkładając pergamin, jakby parzył mnie w dłonie. – To tylko zbieg okoliczności.

Odwróciłam się, by odejść, i niemal wpadłam na Ludmiłę, która stała w drzwiach z założonymi rękami.

– Ty to zawsze musisz się wplątać w kłopoty – powiedziała półszeptem, ale w jej oczach błyszczała ciekawość. – Co ty tu robisz o tej porze?

– Nic… – odparłam zbyt szybko. – Szukałam tylko… książki.

Ludmiła uniosła brew. – W gabinecie króla? O północy?

Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt roztrzęsiona. Ale ona patrzyła na mnie długo, a potem powoli ruszyła w stronę biurka.

– Wiesz… – powiedziała cicho – kiedyś słyszałam, że twój Leon nie jest taki zwyczajny, na jakiego wygląda.

Serce podskoczyło mi do gardła.

 – Co masz na myśli? – spytałam, choć bałam się odpowiedzi.

Ludmiła tylko uśmiechnęła się tajemniczo. 

    - Wiesz, żył tu u nas jak prawdziwy książę - powiedziała.

    - I ty też, kochana - powiedziałam. - Nie rób mi zbędnych nadziei.

    - Masz rację Violu. Wiem jak dobre serca mają król i królowa. Nie mam pojęcia jak było. Chciałabym tylko żebyś była szczęśliwa.

    - Wiesz, że tak naprawdę chciałabym w to wierzyć - powiedziałam po chwili. - Tłumaczyło by to dlaczego wyjechał. Wcale mu się nie dziwię po naszej ostatniej rozmowie. 

- A coś ty mu powiedziała? - Ludmiła nie kryła zdziwienia.

- Coś że nie chcę tego małżeństwa - powiedziałam i zaczęłam dalej składać wątki. - Myślisz że odczytał to tak że znam prawdę i nie chcę jego? Kiedy rozmawialiśmy cały czas miałam w głowie przeciwną myśl.

- Byłoby to zabawne i mega pokręcone - powiedziała Lu. - I kompletnie w twoim stylu. Więc zakładamy że Jorge Twój książę to Twój wybranek Leon a ty właśnie go spławiłaś tak że postanowił sam odejść? 

- Tak, idealnie streściłaś całą historię - odparłam. 

– Musimy coś wymyślić, Violu – powtórzyła Lu, patrząc mi w oczy. – I to szybko, zanim on wróci i pomyśli, że go odrzuciłaś na zawsze.

– Wiem – szepnęłam. – Ale jak…?

Cisza zapadła ponownie, a w mojej głowie zaczęły powstawać pierwsze, niepewne plany. Noc była długa, a ja nie mogłam przestać myśleć o Leona… o Jorge… i o tym, jak odwrócić to, co niechcący zawaliłam. 

- On musi wrócić - powiedziała Lu. - Wychowywał się tu, tu są jego bliscy, miał przecież rządzić tym królestwem. Myślisz że wszystko to dla Ciebie zostawił?

- Powiedziałam mu że tego właśnie chcę. Oraz że wezmę ten ślub bo muszę ale jestem nieszczęśliwa. 

- Ty to masz gadane, laska. Szkoda tylko, że w nieodpowiednich momentach.  – Wiesz, Violu – zaczęła Lu, siadając na krześle obok biurka – dzisiaj byłam w miasteczku. Federico oprowadzał mnie po rynku i… naprawdę jest fantastyczny. Ludzie go lubią, zna wszystkich, a przy tym… jest sprytny.

– Sprytny? – spytałam, unosząc brew.

– Tak. I wiesz co? – Lu pochyliła się, jakby chciała zdradzić największy sekret świata. – Wpadliśmy na pomysł… żeby… może spróbować jakoś zwabić Leona z powrotem. Federico zna wszystkie drogi do portu, wie, kiedy statki odpływają. Możemy… – uśmiechnęła się półgębkiem – …spróbować zrobić coś, żeby go przekonać, że powinien wrócić.

Serce mi zabiło mocniej. „To… to jest moja szansa” – pomyślałam. I nagle uświadomiłam sobie coś ważnego: nie szukam już wolności. Nie chcę uciekać od obowiązków ani wymarzonego życia w zamku. Chcę tylko jego. Chcę odzyskać Leona.

– Lu… – powiedziałam cicho, ale zdecydowanie – już nie przeszkadza mi to, że jestem księżniczką. Już nie chcę uciekać. Chcę Leona. Chcę, żeby wrócił i… – przerwałam, czując, jak serce wali mi w piersi – …żebyśmy mogli być razem.

Ludmiła spojrzała na mnie z uśmiechem i pokiwała głową.

– Wiedziałam, że tak powiesz – powiedziała. – W takim razie musimy wymyślić plan. Federico jest po naszej stronie. Porozmawiam z nim o tym. 

- A jak minęła randka? 

- Cudownie - powiedziała znowu z głupim uśmiechem. 

Cały czas wertowałam listy palcami i w końcu znalazłam jakieś interesujące pismo. 

- Lu, to jest podziękowanie od króla. Cały czas korespondował z moim ojcem - powiedziałam trzęsącym się głosem. - On napisał że jest zadowolony z faktu że nikt nie znał tożsamości jego syna, nawet narzeczona - wzięłam głęboki wdech i przysiadłam na podłodze. - Myślisz że mamy nasz dowód?

- Myślę, że dowód miałaś cały czas w sercu, Violu. Nie martw się. Wszystko jest dokładnie tak jak chciałaś. 

- Było zanim sama to zawaliłam, Lusia.

- Jest dobrze, serio - odpowiedziała siostra. - Wystarczy, że z nim porozmawiasz. Przecież widać że bardzo mu na Tobie zależy. Wszechświat jest po waszej stronie. To tylko taka lekcja życiowa że zanim zaczniesz gadać to trochę posłuchasz innych. - po chwili dodała - Chodźmy już spać Violu, jutro będziemy szukać rozwiązania. Może warto by było jednak porozmawiać z rodzicami? 

- Wolę tego uniknąć - powiedziałam. - Nawet nie wiesz jak jestem na nich zła, że to przede mną ukrywali - zastanowiłam się przez chwilę. - A w ogóle to co to za taktyka żeby specjalnie zmuszać mnie do kontaktów z wybranym przez nich księciem? 

- Dobrze wiemy Violu że żadnego innego korepetytora nie chciałaś słuchać - powiedziała blondynka. - Myślę że w innej sytuacji by go do tego nie namawiano. 

Niedługo po tej rozmowie poszłyśmy do swoich komnat. Położyłam się i zaczęłam myśleć: Leon jest moim księciem, cały czas to on był mi przeznaczony. Powiedział mi, że byłam dla niego wszystkim. Na samą myśl o tym zrobiło mi się gorąco w środku. A więc nie tylko ja, on też to czuł. Czuł to i nie naciskał, niczego ode mnie nie wymagał i odszedł kiedy powiedziałam że nie jestem szczęśliwa. Chciał dla mnie jak najlepiej. Jaka szkoda, że nie znałam prawdy. 

 O dziwo zasnęłam teraz szybko i łatwo. I spałam naprawdę długo, kiedy wstawałam już prawie była pora obiadowa. Rozumiem że Lusia chciała mi dać prywatność i cieszę się z tego że mogłam wypocząć od ciągłej gonitwy myśli. Ubrałam się, poszłam na późne śniadanie i zeszłam przejść się po ogrodzie. Na jednej z ławek w ogrodzie różanym znalazłam Ludmiłę i Federico. 

- Miło mi was widzieć kochani - powiedziałam do nich z uśmiechem. - Już wam nie przeszkadzam. 

- Nie, chciałbym żebyś została z nami. Chcę wam powiedzieć coś ważnego. Federico wyglądał na niespokojnego, jakby każde jego słowo ważyło tonę. – Ludmiła… Viola… – zaczął powoli, nie podnosząc oczu – postanowiłem… wstąpić do oddziału księcia Jorge.

Zamarłyśmy. Ludmiła spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami.

– Co? – wyszeptała, nie wierząc w to, co słyszy.

– Wiem, że to może brzmieć… szaleńczo – dodał Federico, w końcu unosząc wzrok i patrząc prosto na Ludmilę – ale zrobię wszystko, by przekazać księciu wiadomość o szybkim powrocie do królestwa. To… to dla dobra kraju, dla was, ale też… dla ciebie.

Ludmiła poczuła, jak serce jej przyspiesza. 

– Dla mnie?

– Tak – odparł Federico pewnie, choć w jego głosie pobrzmiewał lęk. – Chcę pokazać, że zasługuję na twoje zaufanie, że jestem gotów ryzykować dla ciebie i dla twojej rodziny. Że mogę być godny nie tylko twego serca, ale też uznania królewskiej pary.

Stałam obok, wciąż patrząc na niego z mieszanką podziwu i zazdrości – za to, że Federico był odważny, zdecydowany i pełen determinacji. Absolutnie zasługiwał na Lusię.

– Federico… – Ludmiła sięgnęła ręką, chcąc dotknąć jego ramienia – ale co jeśli coś się stanie?

- Wiem, że to ryzyko – odparł, ściskając jej dłoń – ale muszę spróbować. To jedyny sposób, by upewnić się, że wiadomość dotrze do księcia. I żebyście wy wiedziały, że moje uczucia i intencje są prawdziwe.

– A co z tobą? – zapytałam cicho. – Czy nie boisz się, że…

– Oczywiście, że się boję – odpowiedział Federico szczerze – ale czasem trzeba pokazać odwagę nie tylko mieczem, ale i sercem. Jeśli mam zdobyć twoją rękę, Ludmiła, muszę udowodnić, że jestem godny, nawet w oczach królów.

Ludmiła uśmiechnęła się niepewnie, próbując ukryć, jak bardzo jej serce zabiło szybciej. Patrzyłam na siostrę i Federico i nagle uświadomiłam sobie, jak bardzo blisko byli oni swojej drogi do szczęścia.

– W porządku – powiedziała w końcu Ludmiła – jeśli to konieczne, to zrobię wszystko, by ci pomóc.

Federico uśmiechnął się szeroko. 

– Dziękuję wam… obiecuję, że wrócę z wiadomością i zrobię wszystko, byście nie żałowały tej decyzji.

Pożegnałam się z nimi a kiedy wracałam do komnaty w mojej głowie narastała myśl: skoro Ludmiła ma kogoś takiego jak Federico… to ja muszę odzyskać Leona.  I teraz nic nie mogło mnie powstrzymać.


***

Kilka godzin później w gabinecie króla 


W komnacie panowała cisza, przerywana jedynie trzaskiem drewna w kominku. Król German siedział w wysokim fotelu, trzymając w dłoni kielich wina, a królowa stała przy oknie, spoglądając na rozświetlone ogrody.

– A więc Federico – odezwał się German z lekkim uśmiechem – odważny młodzieniec. Chce wstąpić do oddziału Jorge i udowodnić, że zasługuje na rękę Ludmiły.

– Tak – przytaknęła Maria, odwracając się w jego stronę. – Widziałam błysk w oczach, gdy o tym mówił. To może być dowód jego dojrzałości. A dla naszej córki… cóż, niechaj sama osądzi, czy jest wart jej serca.

Król skinął głową, a na jego twarzy pojawił się wyraz zadumy. 

– To także szansa, by wreszcie wysłać wiadomość. Skoro Federico ma dołączyć do armii, mógłby dostarczyć ją bezpośrednio Jorge. Byłoby to najprostsze rozwiązanie.

Królowa westchnęła cicho. 

– Ale pamiętaj, mój drogi… to młodzi zdecydowali. Violetta sama powiedziała, że nie chce tego małżeństwa.

– Zdecydowała z nieporozumienia – powiedział król, nieco ostrzej, niż zamierzał. Odstawił kielich i oparł się o poręcz fotela. – Widziałem ich razem. Nie mogą mnie oszukać. Widziałem, jak spoglądali na siebie.

Królowa patrzyła na niego z łagodnym uśmiechem. 

– A jednak pozwoliliśmy mu odejść, bo tak chciała nasza córka. On również tego właśnie chciał - rzekła Maria.

- Pozwoliliśmy – powtórzył król, tym razem ciszej, z ciężarem w głosie. – Ale czy nie widziałaś, jak było, gdy książę Diego przyjechał z wizytacją?

Maria uniosła brew, próbując odtworzyć tamtą scenę.

– Pamiętam – odrzekła powoli.

– Ona pobiegła prosto do Leona – powiedział z przekonaniem. – Nie do Diego, nie do innych gości. Prosto do niego. 

Zapadła chwila ciszy. Płomień w kominku zatańczył, rzucając złote refleksy na ich twarze.

– Może masz rację – wyszeptała królowa w końcu. – Może pora, by prawda wyszła na jaw.

Król skinął głową. 

– Jeśli Federico naprawdę chce udowodnić swą wartość, powierzymy mu także to zadanie. Niech przekaże księciu Jorge, że czas wrócić.

Królowa usiadła obok niego, delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu. 

– Oby tylko serce naszej córki nie pękło.


***


W tym samym czasie u Violetty 


Nie spałam tej nocy. Choć zmęczenie przygniatało mnie jak ciężka kotara, oczy miałam szeroko otwarte. Każdy cień w komnacie zdawał się kpić ze mnie, szepcząc: „Już wiesz, tylko boisz się uwierzyć”.

Ale ja nie wiedziałam. Miałam jedynie strzępy – rozmowy, spojrzenia, urwane słowa, które układały się w obraz tak piękny, że aż nierealny. A przecież mogłam się mylić.

– Leon… – wyszeptałam w ciemność. – Kim ty naprawdę jesteś?

Odwróciłam się na bok i przytuliłam do poduszki, jakby miała mi dać odpowiedź. Wiedziałam jedno: jeśli pozwolę mu odejść, jeśli nie spróbuję, będę żałować do końca życia.


***

Trzy miesiące później

Minęły tygodnie, a ja nadal czułam się tak, jakby czas zatrzymał się w chwili, gdy Leon odjechał. Trzy miesiące – dla innych to niewiele, dla mnie cała wieczność.

Z początku próbowałam znaleźć sobie zajęcie. Malowałam – najpierw kwiaty w ogrodzie, potem pejzaże, ale wszystkie obrazy rozmazywały się w jedną pustą plamę. Nie widziałam kolorów, tylko wspomnienia. Cały czas udoskonalałam jego portret, zawsze ze ściśniętym żołądkiem. 

Czytałam. Brałam książki z biblioteki, tom za tomem, jakby w literach mogła kryć się odpowiedź. Ale litery zlewały się, zdania gubiły sens, a moje myśli i tak wracały do jednego. 

Zaczęłam pisać pamiętnik. Strona po stronie zapisywałam wszystko, czego nie mogłam powiedzieć głośno. Pisałam o strachu, że nigdy go już nie zobaczę. O tęsknocie, która dusiła mnie każdej nocy. O gniewie na siebie – za tamtą rozmowę, za słowa, które wybrzmiały inaczej, niż chciałam. I o głębokiej samotności. O lęku, że już ze mną zostanie. Że już nigdy nikogo nie pokocham. Że zostanę w tym zamku już na zawsze sama. A nade wszystko pisałam o nadziei. Okruchach, których nie potrafiłam zgasić, choć mówiłam sobie, że to szaleństwo.

Niedługo później zniknęła Ludmiła. Korzystała z tego że nie ma Federico i podjęła staż w pracowni architektonicznej. Zadaniem jej zespołu było stworzenie wzorów do odbudowy i modernizacji miast w utraconym królestwie. Udawała że jej smutno ale mogła ukryć podekscytowania.  Ja zostałam. Sama.

Początkowo myślałam, że będę mogła żyć jej listami – że zapełnią pustkę. Ale listy przychodziły coraz rzadziej, a ja, mimo że byłam jej wdzięczna za każde słowo, miałam wrażenie, że i ona zaczyna żyć nowym światem, dalekim od mojego.

Zaczęłam więc wychodzić na spacery. Codziennie, o tej samej porze. Tym samym traktem, którym kiedyś chodziliśmy razem. Zamykałam oczy i słyszałam echo jego kroków obok moich. Czasem odwracałam głowę tak gwałtownie, jakbym była pewna, że stoi tuż za mną, że zaraz się uśmiechnie i powie, że to tylko żart, że nigdy mnie nie zostawił. Ale za każdym razem widziałam tylko pustą ścieżkę i drżące w wietrze gałęzie drzew.

Nauczyłam się też jeździć konno. Sama. Na początku chciałam poczuć wolność, wiatr na twarzy, coś, co oderwie mnie od myśli. Ale zamiast tego każda przejażdżka prowadziła mnie w miejsca, w których kiedyś rozmawialiśmy. Las, łąka, stary most nad rzeką. Każde z nich bolało mnie bardziej niż poprzednie, bo wypełniały się ciszą tam, gdzie kiedyś była obecność.  

Przesiadywałam w jego dawnym gabinecie. Obserwowałam ściany i spędzałam długie godziny za biurkiem. Uwielbiałam to miejsce bo tylko tu czułam jego zapach. 

Z dnia na dzień gasłam. Uśmiechy, które zmuszałam się rozdawać, brzmiały fałszywie. Rozmowy z damami dworu były jak puste echo – nikt nie słuchał, a ja nie miałam sił, by mówić. W komnatach czułam się jak w więzieniu, a w ogrodach jak w labiryncie, z którego wyjście prowadziło tylko w jedno miejsce. Z czasem wszystkie ścieżki zlały się w jedno a mi było ciężko się zmusić żeby jeszcze na nie wychodzić. Trwało lato a ja nie chciałam już lata, chciałam zmiany. Chciałam tylko, żeby wrócił.

I tylko nocą, gdy wszyscy spali, a ja pisałam w moim pamiętniku, pozwalałam sobie na szczerość:

„Leonie… gdzie jesteś? Czy myślisz o mnie tak, jak ja o tobie? Czy w ogóle wiesz, że moje serce bije tylko dla ciebie? Każdy dzień bez ciebie jest jak kara, której nie umiem znieść. Jeśli kiedykolwiek wrócisz, nie pozwolę ci odejść. Nawet jeśli będę musiała złamać wszystkie zasady tego świata.”

A potem zamykałam księgę, gasłam jak świeca i zasypiałam z nadzieją, że jutro on się pojawi na tej ścieżce, gdzie zawsze spaceruję. Nadzieja ponoć umiera ostatnia. 

Aż nagle pewnego poranka kiedy jadłam śniadanie w towarzystwie rodziców do komnaty wszedł posłaniec z królewską pieczęcią. Zanim jeszcze zdążył wypowiedzieć słowa, poczułam, jak serce zaczyna bić szybciej, jakby przeczuwało, co usłyszę.

– Za tydzień… – odczytała moja matka, z błyskiem wzruszenia w oczach – odbędzie się koronacja przyszłego króla Jorge.

Świat zawirował. Na moment wszystko ucichło – śmiechy służby za ścianą, skrzypienie podłogi, nawet oddech we własnej piersi.

Jorge.

Nie Leon. Nie ten chłopak, którego znałam w ogrodach i na spacerach. Nie ten, któremu powiedziałam, że nie chcę tego małżeństwa. A jednak serce krzyczało: to on.

Zaproszenie było oczywiste. Król i królowa, ja, nasza rodzina oraz Ludmiła. Miała wrócić już jutro, prosto ze swojego stażu jak głosił drugi list.

– Widzisz, moja droga – powiedziała matka z uśmiechem – spotkacie się wszyscy w odnowionym mieście. Podobno odbudowa przebiegła szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Możemy być z Lusi bardzo dumni.

Pokiwałam głową, ale głos ugrzązł mi w gardle. Bo w mojej głowie pojawiło się tysiąc myśli naraz.

Czy on w ogóle zechce ze mną rozmawiać?

Czy jeszcze pamięta nasze rozmowy, wspólne spacery, jego obietnice, które szeptał jakby od niechcenia, a które dla mnie znaczyły wszystko?

Czy w ogóle… jeszcze myśli o mnie?

Minęły trzy miesiące. Trzy długie, niekończące się miesiące, w których mogło wydarzyć się wszystko. Może poznał kogoś nowego. Może zrozumiał, że lepiej żyć bez mnie, że jestem tylko kaprysem, dziewczyną z zamku, która sama nie wie, czego chce.

Przyłożyłam dłoń do piersi, żeby uspokoić drżenie serca, ale nie pomagało.

A jeśli on się zmienił? Jeśli teraz będzie już tylko księciem Jorge, nie moim Leonem?

Nazajutrz Ludmiła wróciła do zamku. Wpadła do komnat jak burza, roześmiana, opalona, z torbą pełną szkiców i historii. Mówiła bez przerwy – o mistrzach, u których się uczyła, o architektach, o planach odbudowy, o tym, jak miasto staje się jeszcze piękniejsze niż przedtem.

Słuchałam jej, ale każde jej słowo wbijało się we mnie jak igła, bo przypominało mi jedno: tam jest on.

– Wyobrażasz sobie, Violu? – trajkotała – wielki plac, nowe fasady, a w środku katedra lśniąca jak nigdy. A w przyszłym tygodniu – koronacja. Wszyscy będą tam! I spotkałam wczoraj Federico, jest już w stolicy i zobaczymy się niedługo z powrotem. 

Uśmiechałam się, ale drżałam w środku.

Bo wiedziałam, że wszyscy oznacza także jego.

Każda noc od chwili, gdy usłyszałam tę wiadomość, była torturą. Leżałam bezsennie, myśląc tylko o jednym: jak spojrzę mu w oczy. Czy będę w stanie udawać obojętność? Czy będę miała odwagę podejść? A może po prostu stanie się tak, że on przejdzie obok mnie… i nawet się nie zatrzyma?

Nie wiedziałam, czego się bałam bardziej – tego, że mnie odrzuci, czy tego, że ja wciąż będę go kochać bardziej, niż powinnam.

Wytrzymałam w swojej rutynie kolejne kilka dni choć coraz bardziej męczyły mnie nerwy. Patrzyłam nerwowo w lustro i zastanawiałam się czy jestem cały czas tą uśmiechniętą beztroską dziewczyną co wtedy, czy ona gdzieś we mnie jeszcze jest. Czułam ogromną ulgę gdy nadszedł ten dzień i wiedziałam, że wszystko się rozstrzygnie. 

Droga do miasta ciągnęła się godzinami, a jednak dla mnie minęła jak we śnie. Patrzyłam w okno karety i widziałam coraz więcej ludzi podążających w tym samym kierunku. Tłumy – całe rodziny, kupcy, rzemieślnicy – wszyscy zmierzali na koronację.

Kiedy przejechaliśmy przez pierwszą bramę, serce zabiło mi mocniej. Miasto, które jeszcze kilka miesięcy temu płonęło, teraz rozkwitało. Nowe dachy lśniły w słońcu, fasady odbudowanych domów zdawały się jeszcze piękniejsze niż dawniej. Wszędzie powiewały chorągwie – czerwono-złote, z herbem rodu królewskiego.

Ludmiła aż podskoczyła w karecie.

 – Widzisz? Mówiłam ci, że architekci się spisali. To miejsce wygląda jak bajka!

Uśmiechnęłam się słabo. Bajka… Moja bajka dopiero miała się rozstrzygnąć.

Zatrzymaliśmy się na głównym placu. Z karety wyszłam na miękkie dywany, rozłożone aż do wejścia katedry, gdzie miała odbyć się uroczystość. Wokół unosił się zapach kwiatów – białych lilii i róż, które zdobiły każdą balustradę, każdy balkon.

A jednak ja niczego z tego naprawdę nie widziałam. Każdy krok przybliżał mnie do chwili, której bałam się najbardziej: chwili, kiedy zobaczę go znowu.

Czy on będzie już zupełnie inny? Czy stanie przed nami nie jako Leon, ale jako Jorge, następca tronu?

– Vilu, oddychaj – szepnęła Ludmiła, idąc obok mnie i ściskając moją dłoń. – Jeszcze go nawet nie zobaczyłaś, a wyglądasz, jakbyś miała zemdleć.

Miała rację. Serce waliło mi jak szalone, dłonie miałam lodowate.

Plac był pełen ludzi, ale ja czułam się, jakbym była w środku pustki, w której liczyło się tylko jedno pytanie: czy on też mnie wypatruje? Czy może dla niego jestem już tylko cieniem z przeszłości?

Weszliśmy do katedry. Światło wpadało przez witraże, malując podłogę feerią barw. Goście ustawiali się w rzędach, muzycy stroili instrumenty, heraldowie szeptali między sobą.

A ja… ja czułam, że każda sekunda jest jak uderzenie młota w moje serce.

Za chwilę wejdzie.

Za chwilę cały świat ujrzy księcia Jorge.

A ja ujrzę Leona – albo kogoś, kto nim już nie jest.

Trąby rozległy się nagle, a echo odbiło się od murów katedry. Wszyscy wstali. Głowy zwróciły się ku głównym drzwiom.

I wtedy wszedł on.

Kroczący powoli, w otoczeniu rycerzy, w ciemnogranatowym płaszczu podszytym złotem, z herbem królewskim na piersi. Na jego ramionach spoczywał ciężar przyszłego królestwa, a w spojrzeniu – pewność i duma.

Ale ja nie widziałam księcia.

Ja widziałam Leona.

Serce podskoczyło mi do gardła, nogi miałam jak z waty. Mój oddech przyspieszył tak, że mama musiała dotknąć mojej dłoni, by uspokoić mój drżący gest.

Chciałam rzucić się do przodu. Przerwać ten pochód, tę całą etykietę i wykrzyczeć, że to on. Że wiem. Że niech ten świat zniknie, byleby znów był mój.

Ale nie mogłam. To był jego dzień. Jego chwila.

A ja… musiałam tylko patrzeć.

Stanęłam prosto, jak przystało księżniczce, ale w środku paliłam się jak ogień.

Kiedy mijał nasz rząd, przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały. Na tle wszystkich barw, sztandarów i lśniących zbroi zobaczyłam tylko jego oczy – takie same, jak wtedy na dziedzińcu. Smutne, a jednak rozświetlone, jakby mnie rozpoznały.

Zacisnęłam usta. Nie mogłam płakać. Nie teraz.

Koronacja minęła jak we mgle. Słowa przysięgi, gest nałożenia insygniów, owacje tłumu – wszystko docierało do mnie z oddali. Ja żyłam tylko jednym obrazem: to cały czas był Leon.

***

Wieczorem pałac rozbrzmiewał muzyką. Złote światła świec odbijały się w kryształowych żyrandolach, a sala balowa kipiała od rozmów i śmiechu.

Stałam z boku, przy rodzicach, udając, że słucham konwersacji. W rzeczywistości cała moja uwaga była skupiona na nim. Na królu.

Rozmawiał z gośćmi, śmiał się, gratulowano mu, uściski dłoni trwały bez końca. I nagle… ruszył w moją stronę.


***

Federico stał w cieniu krużganków, obserwując bawiących się gości. Jego mundur, choć skromniejszy od królewskich szat, połyskiwał odznaczeniem, które otrzymał od samego Jorge – dowód, że spełnił swoją misję. Odszukał księcia, przekazał wiadomość, a teraz… miał jeszcze jedno zadanie do wykonania.

– Znalazłam cię – odezwała się nagle Ludmiła, podchodząc lekko, z kielichem w dłoni. Jej spojrzenie błyszczało, jakby z jej serca spadł ciężar ostatnich miesięcy. – Wiesz, że wyglądasz jak bohater ballady?

Uśmiechnął się lekko, ale tym razem nie było w tym jego dawnej kokieterii. – A ty, Lu, wyglądasz jak ktoś, dla kogo warto było to wszystko zrobić.

Jej brew uniosła się w pytaniu. Federico odłożył kielich, po czym wyjął z wewnętrznej kieszeni małe pudełeczko. Nie otworzył go od razu, tylko ujął jej dłoń, poważniejszy niż kiedykolwiek.

– Wstąpiłem do armii nie tylko, by dowieść lojalności wobec korony – powiedział cicho.  Zrobiłem to, by pokazać tobie i twoim rodzicom, że potrafię walczyć o coś więcej niż o własne nazwisko. Że potrafię walczyć o ciebie.

Ludmiła aż zamilkła, co było rzadkością. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.

– Federico…

Otworzył pudełeczko. W środku połyskiwał prosty, lecz elegancki pierścień – widać było, że wybrał go z myślą o niej.

– Nie proszę cię dziś o odpowiedź wobec wszystkich – wyszeptał. – Ale proszę cię tutaj: czy pozwolisz mi być u twojego boku?

Ludmiła spojrzała na niego, a w jej oczach pojawiła się łza – prawdziwa, nie teatralna, jaką zwykła bywała niegdyś. Zamknęła pudełeczko jego dłonią i uśmiechnęła się lekko.

– Wiesz, że nie jestem dziewczyną, którą łatwo usidlić – zaczęła, jakby wciąż próbowała zachować resztki swojej dumnej pozy. – Ale jeśli ktoś miałby to zrobić… 

Federico zaśmiał się cicho.

– Wrócimy razem do zamku – powiedział, ściskając jej dłoń. – A potem, jeśli pozwolisz, ruszymy w podróż. Chcę, żebyś zobaczyła architekturę południowej Europy. Chcę, żebyś miała cały świat u stóp.

Ludmiła uniosła brodę, jakby chciała zakryć wzruszenie.

 – W takim razie nie masz wyjścia, Federico. Musisz mi pokazać każdy pałac i każdy teatr, który warto zobaczyć.

A potem, zanim ktoś mógł ich zauważyć, przyciągnęła go lekko i szepnęła mu do ucha: – Tak.


*** 

Szedł w moim kierunku. Wszystko we mnie chciało rzucić się do przodu, zignorować protokół, etykietę i dzielący nas dystans. Ale nie ruszyłam się, stałam z wymuszonym uśmiechem dedykowanym córce królewskiej. 

I wtedy, gdy muzyka urwała się na moment, by rozpocząć kolejny takt, Jorge zatrzymał się przede mną.

– Księżniczko – powiedział cicho, pochylając się lekko  – czy zechcesz ze mną zatańczyć?

Muzyka uniosła ruszyła a każde dotknięcie dłoni przyprawiało mnie o dreszcz, którego nie potrafiłam ukryć. Nasze kroki były doskonale zsynchronizowane, jakby nie minęły miesiące od ostatniego razu.

– Myślałem, że… – Jorge urwał i wciągnął głębiej powietrze, jakby chciał odsunąć własne słowa. – Że nie życzysz sobie mojego towarzystwa.

– A ja… – wyszeptałam, spuszczając wzrok . – Ja myślałam, że to ty nie chciałeś mnie więcej widzieć.

Jego usta drgnęły w gorzkim uśmiechu, ale zanim odpowiedział, obrócił mnie w rytmie muzyki, tak by każdy dworzanin widział tylko nienaganny taniec.

– Zabawne, jak bardzo można się pomylić, prawda? – rzucił cicho, a jego głos był jak cień pod muzyką, słyszalny tylko dla mnie. 

Poczułam że serce bije mi coraz mocniej. Słowa kotłowały się w gardle, ale sala była pełna oczu, pełna szeptów. Nie mogłam powiedzieć mu wszystkiego tutaj. Nie tak.

I wtedy, kiedy muzyka ucichła, a taniec dobiegł końca, Jorge nachylił się lekko, tak jak wymagała etykieta, ale jego szept niósł ciężar dawno tłumionej tęsknoty.

– Chodź.

***


Ogród rozświetlały lampiony, a ja miałam wrażenie, że czas zatrzymał się tylko dla nas. Muzyka z sali balowej docierała tu cicho, jak echo innego świata.

– Viola… – odezwał się w końcu, a ja poczułam, jak moje serce na chwilę przestaje bić. – Muszę ci coś wyjaśnić.

Podniosłam na niego wzrok. Stał przede mną już nie tylko jako Leon, ten sam, z którym przechadzałam się alejkami i śmiałam bez powodu. Przede mną stał Jorge – przyszły król, dziedzic całego królestwa. A jednak w jego oczach widziałam dokładnie tego samego chłopaka, którego pokochałam.

– Wyjechałem, bo… taki był plan od dawna – powiedział, głos miał spokojny, choć czułam, że każde słowo kosztuje go wysiłku. – Najpierw przygotowania do objęcia tronu, potem zjednywanie królestwa, wreszcie koronacja. A po niej… miał być ślub.

Ślub. Słowo zawisło w powietrzu ciężkie jak kamień.

– Ale tego ostatniego nie potrafiłem… – zawahał się, szukając właściwych słów. – Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że to ktoś inny niż ty.

Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie zdążyłam – on mówił dalej:

– Kiedy Federico dotarł do mnie i opowiedział, co naprawdę myślisz… że wcale mnie nie odrzuciłaś… – jego spojrzenie złagodniało. – Wszystko się zmieniło. Starałem się skrócić ten wyjazd jak tylko mogłem. Zostawiłem część spraw moim ludziom, przyspieszyłem decyzje. Viola, dla ciebie. Bo nie mogłem pozwolić, żebyś myślała, że cię porzuciłem

Łzy napłynęły mi do oczu, ale tym razem nie ze smutku.

– Leon… Jorge… – wyszeptałam, gubiąc się między imionami.

Uśmiechnął się smutno. 

– Nazywaj mnie tak, jak chcesz. Dla wszystkich innych mogę być księciem, królem, dziedzicem… ale dla ciebie zawsze będę Leonem.

Zapadła cisza. Wokół pachniały róże, a powietrze było ciepłe, jakby nawet noc sprzyjała tej rozmowie.

– A twoje królestwo? – spytałam w końcu, nieśmiało. – Jak tu jest?

Jego twarz rozjaśniła się, jakby ktoś zapalił w nim światło.

– Inne niż to gdzie się wychowywaliśmy – odparł. – Morze sięga aż po horyzont, są plaże tak szerokie, że można galopować konno godzinami, nie spotykając nikogo. Miasta mają jasne mury, a ludzie żyją spokojniej, bez tego dworskiego pośpiechu. Jest ciszej… i prawdziwiej.

Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie to, co opisywał.

– Brzmi jak bajka – szepnęłam.

– To nie bajka, Violu. – Nachylił się bliżej, patrząc mi prosto w oczy. – To dom. I chcę, żebyś go poznała. Nie jako gość, ale… jako ktoś, kto będzie ze mną tworzył tutaj przyszłość.

Serce zabiło mi mocniej. Wszystko we mnie krzyczało, żeby przytaknąć, żeby rzucić się w ramiona tej wizji. A jednak… wciąż miałam przed oczami obraz własnego kraju, rodziny, obowiązków.

– A jeśli… jeśli nie będę umiała być taką, jakiej tam potrzebujesz? – wyszeptałam, niepewnie.

Ujął moją dłoń, mocno, pewnie.

– Potrzebuję tylko ciebie. Całej ciebie. Takiej, jaka jesteś.

– Tęskniłam za Tobą - powiedziałam patrząc na niego zeszklonymi oczami. - Kiedy cię zabrakło, zrozumiałam, że wolność bez ciebie jest tylko samotnością. Chodziłam tymi samymi ścieżkami, którymi spacerowaliśmy. Rysowałam, myśląc, że może kiedyś zobaczysz moje szkice. Pisałam w pamiętniku, ale każde zdanie kończyło się twoim imieniem.

Jorge stał nieruchomo, jakby każde jej słowo wbijało się w niego mocniej niż ostrze.

– Violetto… – wyszeptał. – Dlaczego wtedy tego nie powiedziałaś?

– Bo się bałam! – wyrzuciła z siebie, a jej głos zadrżał. – Bałam się, że nie mogę kochać kogoś, kto być może nigdy nie będzie mój. Że to, co między nami, skończy się szybciej, niż się zaczęło. Więc zamknęłam się. Ale teraz… teraz już wiem, że nic nie boli bardziej niż twoja nieobecność.

Na te słowa Jorge zrobił krok w jej stronę, a potem jeszcze jeden. Ich oddechy zmieszały się w zimnym, nocnym powietrzu.

– A ja – powiedział powoli – przez te wszystkie miesiące myślałem, że odrzuciłaś mnie, bo poznałaś prawdę. Że zobaczyłaś, kim naprawdę jestem i nie chciałaś mnie w tej wersji. Myślałem, że jesteś zła że nie powiedziałem ci prawdy.  

Viola uniosła dłoń, jakby chciała coś powiedzieć, ale on ujął ją delikatnie i przycisnął do swoich ust.

– Prawda jest taka – dodał cicho – że nigdy nie przestałem cię kochać. Ani przez jeden dzień.

Łzy spłynęły jej po policzkach, ale uśmiech pojawił się na jej twarzy.

– To powiedz mi, że jeszcze możemy zacząć od nowa – wyszeptała. – Że nie wszystko stracone.

– Violetto… – jego głos był drżący, ale pewny. – Jeśli zechcesz, to dziś zaczniemy wszystko od nowa.

Nie potrafiła dłużej się powstrzymać. Rzuciła mu się w ramiona, a on objął ją tak, jakby już nigdy nie chciał puścić. Świat wokół nich – ogrody, muzyka dochodząca z sali, nawet księżyc nad ich głowami – zniknął. Byli tylko oni, dwie dusze, które odnalazły się po zbyt długiej rozłące.

– Kocham cię, Leonie… – szepnęła, pierwszy raz używając imienia, które znała jako dziewczyna, a które teraz splatało się z tytułem króla. – Nieważne kim jesteś. Ważne, że jesteś mój.

A on tylko przytulił ją mocniej, jakby wreszcie odnalazł dom.

- Będziemy tu szczęśliwi - powiedział. - Ten kraj jest niesamowity, zawsze jest tu ciepło a doświadczenie oglądania morza jest naprawdę wyjątkowe.

Zamilkłam na chwilę, pozwalając, by jego słowa do mnie dotarły. Wiedziałam, co oznaczają – że nie wróci na stałe, że nasza wspólna przyszłość nie jest w moim, a w jego królestwie. W głębi duszy czułam ukłucie smutku, bo tyle razy marzyłam  o własnym miejscu. Ale teraz… gdy patrzył na mnie z takim oddaniem, coś się we mnie uspokoiło.

Może nie chodziło już o miejsce. Może chodziło tylko o niego.

Westchnęłam cicho. 

– Czyli jeśli wybiorę ciebie… wybiorę też wyjazd.

– Wiem – odparł spokojnie. – To nie jest łatwe. Ale obiecuję ci, że tam odnajdziesz siebie na nowo.

Spojrzałam na niego dłużej, jakby chciałam upewnić się, że mówi prawdę. A potem, nim zdążyłam się powstrzymać, wyrwało mi się:

– Wiesz, że ja… nie potrafię jeździć konno?

Uniósł brew w udawanym zaskoczeniu. – Ty? Ty, która zawsze udajesz taką pewną siebie?

– No tak. – Uśmiechnęłam się krzywo, próbując ukryć wzruszenie pod żartem. – Gdy opowiadałeś o tych plażach i galopach, wyobraziłam sobie tylko, jak spadam z siodła po pierwszych pięciu minutach.

Parsknął śmiechem, a dźwięk ten był dla mnie jak muzyka po tylu miesiącach ciszy. – To dobrze. Będę miał powód, żeby uczyć cię od podstaw. – Nachylił się bliżej i szepnął: – A wiesz, to najlepszy sposób, żeby spędzać ze sobą czas.

Poczułam, jak policzki robią mi się gorące, a serce wali mi jak szalone.

– Czyli mam traktować to jako… obietnicę? – spytałam półżartem, półpoważnie.

– Jako obietnicę – odparł, ściskając delikatnie moją dłoń. – Że niczego nie będziesz musiała się uczyć sama.

***

Wieczór toczył się dalej w blasku setek świec i przy dźwiękach muzyki, ale wielu gości szeptało już tylko o jednym – o parze, która zniknęła do ogrodu i wróciła dopiero, gdy orkiestra zaczynała kolejną melodię.

– Książę Jorge spędza z narzeczoną wyjątkowo dużo czasu – mruknął hrabia de Rivas do sąsiada.
– Powiedz raczej: tylko z nią – odpowiedział tamten, unosząc kielich. – Jakby reszty świata w ogóle nie było.

Król i królowa wymienili spojrzenie, nie ingerując. Patrzyli na córkę  a w ich oczach nie było zaskoczenia – bardziej cicha zgoda, jakby sami wiedzieli, że ten moment musiał nadejść.

Violetta i Jorge tańczyli jeszcze raz, już otwarcie. Na parkiecie ich spojrzenia zdradzały więcej niż słowa. Plotki krążyły szybko, rozchodząc się wśród dam dworu i ambasadorów jak iskry.

Noc kończyła się śmiechem, muzyką i winem, lecz nad ranem całe miasto wiedziało już, że książę Jorge odnalazł swoją ulubienicę.


***

Po wszystkich niepewnościach i długich miesiącach oczekiwania, nadszedł czas spokoju i radości. Królestwa, które kiedyś były podzielone wojną i cierpieniem, wreszcie połączyły się w jedno silne państwo, w którym mieszkańcy mogli żyć bez lęku, odbudowując swoje domy i marzenia.

Violetta i Leon, po wielu rozmowach, spacerach w ogrodach i wspólnie spędzonych chwilach, wzięli bajkowy ślub. Ceremonia była piękna, pełna kwiatów, muzyki i szczerej radości. Wszyscy obecni czuli, że jest to związek nie tylko miłości, ale i wzajemnego szacunku i zrozumienia – para, która będzie wspólnie prowadzić królestwo w czasach pokoju i dobrobytu.

Ludmiła i Federico świętowali swój ślub w urokliwej scenerii plaży, gdzie szum fal mieszał się z ich śmiechem i radością. W otoczeniu najbliższych, w świetle zachodzącego słońca, obiecali sobie życie pełne przygód, pasji i wzajemnej troski. Niedługo potem wyruszyli w podróż po całej  Europie, by poznać najpiękniejsze zakątki i architekturę, o której marzyli od lat.

Leon i Violetta, teraz już w pełni zjednoczeni, rządzili mądrze i sprawiedliwie. Ich panowanie zapisało się w kronikach jako okres pokoju, dobrobytu i harmonii. Ludzie wspominali ich nie tylko jako władców, ale jako parę, której miłość była prawdziwa i niezłomna.

Nie było już tajemnic ani niedopowiedzeń – każdy dzień przynosił im radość z bycia razem i z możliwością dzielenia życia ze sobą. I choć historia ich młodości była pełna niedopowiedzeń ale właśnie dzięki temu stali się tą parą królewską, o której kiedyś będą pisać książki, kręcić seriale i opowiadać w bajkach kolejnym pokoleniom.

Bo czasem prawdziwe szczęście wymaga cierpliwości, odwagi i wiary w to, że serce zawsze znajdzie swoją drogę. A serce Violetty i Leona znalazło ją na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę skomentuj, to tylko parę kliknięć