poniedziałek, 29 września 2014

Wybaczycie?

Przepraszam za tego posta, który nie jest rozdziałem. Muszę wam jednak powiedzieć, że dostałam totalny szlaban na internet. W związku z tym nie będę mogła czytać waszych blogów i publikować rozdziałów. Ale nie martwcie się,  na pewno coś wymyślę.  Nawet jakbym musiała pisać na tablecie na przerwie w szkole.  Dziękuję wam za to że jesteście ze mną. Nawet nie wiecie jak się cieszę z waszych komentarzy. Obiecuję, że nie zniknę z blogera. Ten blog jest całym moim życiem.


niedziela, 28 września 2014

Wykreślanka


Zupełnie nie mam weny i nie wiem o czym pisać, dlatego wybór pozostawiam wam. Piszcie w komentarzach co ma odpaść, a  o ostatniej parze jaka zostanie postaram się pisać więcej.



Czekam na komentarze
Julia     

sobota, 27 września 2014

Rozdział 10 - Może być jeszcze gorzej?



 Rozdział dedykuję Lagusiakowi i mojej siostrzyczce Julii

Francesca

- A więc trzymają ich na przedmieściach? – spytałam. Było już popołudnie, a my nie mogliśmy się dogadać. Policja już ich szuka, ale nie możemy zostawić tak tej sprawy. Przez całą noc kłóciliśmy się co w tej sytuacji zrobić, ale do niczego nie doszliśmy.
- Nie, 20 kilometrów za nim – powiedział Federico.
- Nie możemy namierzyć Violi – krzyknęła Ludmiła nerwowo grzebiąc w telefonie.
- To sprawdź, gdzie jest Cami – wrzasnął Maxi.
- Chodźcie już do tego samochodu – krzyczał zniecierpliwiony Marco.
Faktycznie, zaczęliśmy się dziwnie zachowywać. Od paru godzin tylko się kłócimy i nawzajem na siebie wrzeszczymy. Kłócimy się praktycznie o wszystko. Naty i Lena musiały już iść, a Leon jakąś godzinę temu tak się wkurzył, że pożyczył motor od Maxiego i odjechał. No ale czego można się spodziewać po bandzie niewyspanych nastolatków? Chyba tylko Fede trzymał się jeszcze na nogach.
- Znalazłam telefon Camili. Mam już dokładny adres – powiedziała Ludmiła przekazując telefon Federico i dodała – Zadzwoń na policję.
Chłopak posłusznie wybrał numer, po czym wszyscy weszliśmy do samochodu mojego chłopaka i ruszyliśmy.

Leon

- Możemy rozpocząć poszukiwania dopiero 24 godziny po rzekomym zaginięciu – oznajmił policjant – Przykro mi, takie są procedury.
Wyszedłem z komisariatu. Miałem już tego dosyć. Nikt nie  chce mi pomóc w poszukiwaniach. Jestem pewien, że Vilu nic nie jest. Ona na
pewno  czeka, aż ją odnajdę. Najgorsze jest to, że nie wiem jak jej pomóc i nie mam zielonego pojęcia jak ją odnaleźć. Świat jest ogromny. W domu Violetty jest hałas, wszyscy tylko biegają nerwowo po domu, nie mając nawet pomysłu jak ich stamtąd zabrać. Nikt nawet nie wie kto za tym stoi. Kiedy przybiegł Broduey zrobiło się jeszcze gorzej. Nie potrafił nic powiedzieć. Załamał się, bo nie uratował Camili. Sam nie rozumiem, czemu im  nie pomógł. Mógł przecież zapamiętać numery pojazdu, w porę zadzwoni na policję lub po prostu im pomóc. Jade nie jest przecież silna. Ciekawi mnie czemu jego oszczędzili. Po co im jest Cami i Andres? Ale teraz nie ma już się nad czym zastanawiać. Jest już za późno. Zabrali gdzieś moją kruszynkę, a ja nie mogę jej uratować. Sam jej nie odnajdę. A do tego ona cały czas nie wie o moich uczuciach. Nie mogę zapomnieć o tym co powiedziała mi w szpitalu. Violetta cały czas mnie kocha, pomimo tego, że z nią zerwałem przez Tomasa. I to był mój największy błąd. Gdyby nie to, Violetta pewnie siedziałaby teraz obok mnie i oglądalibyśmy razem jakiś nudny film. Ale ja musiałem to zepsuć. Nie wiem czemu jej wtedy nie zaufałem. Nagle poczułem, że na kogoś wpadam. Diego. Tylko jego jeszcze brakowało. Ruszyłem przed siebie mówiąc na odchodnym:
 - Patrz, jak łazisz – brunet zupełnie to zignorował. Aż dziwne, że się nie odszczekał, ale w tej chwili mam to gdzieś. Są ważniejsze sprawy.
- Czekaj – krzyknął.
- Czego?!? – zatrzymałem się wkurzony. Nie mam teraz ochoty wysłuchiwać jego wielkiego ego i tekstów typu: „Violetta będzie moja”, to się już robi nudne.
- Jedź do Lary – powiedział poważnie.
- Niby po co?
- Ona wie, gdzie jest Violetta. Uwierz, jestem po waszej stronie. – powiedział Diego błagającym tonem. Ten jego plan coś nie działa. Ja na pewno się na to nie nabiorę.
- Wątpię – rzuciłem podchodząc do motoru.
- Musisz jej pomóc – krzyknął – Zanim będzie za późno. Nie możesz zrozumieć, że mówię prawdę?!?
      - To czemu ty tam nie pojedziesz? – odpowiedziałem. Mina Hernandeza szybko się zmieniła.
     - To nie takie proste – powiedział cicho i odszedł. Nie wiedziałem co teraz zrobić. To raczej pułapka. Diego na pewno nie próbowałby nam pomóc. To jasne, że znienawidził Violettę, po tym jak nie chciała mu wybaczyć tego planu, a zaprzyjaźniła się z Ludmiłą. Cały czas jej to wypomina i nie dociera do niego, że mamy powody, żeby się do niego nie odzywać. Ale pomysł z odwiedzeniem Lary nie jest taki zły. Od kiedy się rozstaliśmy zachowywała się dość dziwnie. Podobno ostatnio wyrzucili ją z toru. Pamiętam jak przy naszym ostatnim spotkaniu powiedziała, że oboje z Violettą jeszcze pożałujemy. Może maczała w tym palce? Wszedłem na motor Maxiego (mój jest zupełnie zniszczony po tym wypadku) i skierowałem się w stronę domu mojej byłej. Mieszkała poza BA. Nigdy nie lubiła hałasu miasta, a z stamtąd miała blisko do toru motocrossowego na przedmieściach. Droga zajęła mi ponad pół godziny, ale w końcu dotarłem. Zapukałem cicho do drzwi. Otworzył jakiś facet w średnim wieku.
   -  Jesteś dostawcą pizzy? – spytał.
   - Nie – powiedziałem zdezorientowany. Chyba pomyliłem adres.
   - A masz przy sobie jakieś kanapki? Lara znowu zapomniała kupić…
   No dobra, dziwny ten gościu… Ale chwilka… to nie jest brat byłej narzeczonej pana Germana? Chyba Diego miał rację.
   - Matias! Zostaw nas samych!
   To wkurzyło mnie najbardziej. Mogłem przewidzieć, że to wszystko jego wina. Przede mną stał uśmiechnięty od ucha do ucha Heredia. Miałem ochotę wbić pieść w jego twarz, żeby ten uśmieszek mu zeszedł, ale dla Violetty powstrzymałem się.

 Violetta
 
Jakieś pół godziny temu przyprowadzili mnie do oddzielnego pokoju. Coraz mniej mi się to podobało. Możliwe, że oni zostali już wypuszczeni a ja zostałam tutaj sama. W sumie to chodziło im tylko o mnie. Cieszę się, że moi bliscy są już bezpieczni. Wyjadę jeśli tego chcą. Żeby dali już spokój Leonowi. Przez nich jest teraz w szpitalu.
- Już czas wyjaśnić ci parę spraw – powiedziała Lara wchodząc do pokoju. Na pewno był jej. Było tu dość przerażająco. Na ciemnych ścianach obok pucharów motocrossowych było pełno zdjęć Leona. Całe ściany naszych wspólnych fotek, na których byłam poskreślana lub po prostu wycięta.
- To naprawdę jest konieczne? – spytałam pokazując na ręce związane grubym sznurem.
- Jade chce mieć pewność, że nie uciekniesz – odparła – Zostałam w to wplątana. Nie wiedziałam, że ma się coś stać twojemu tacie, nie chcę mieć go na sumieniu. – mówiąc to pierwszy raz wydawała mi się  taka… ludzka. – Możesz go uratować, tylko dobrowolnie oddając pieniądze Jade. Zrozum, że chcę ci pomóc i nie ma innej opcji.
Rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Dziewczyna spojrzała na ekran telefonu po czym szeroko się uśmiechnęła.
- Powinnaś poznać osobę, która wymyśliła ten plan – ciągnęła dziwnym głosem, szczerząc się coraz bardziej. Wróciła stara Lara. – I mam nadzieję, że to nie złamie ci serduszka.
Dziewczyna wstała z krzesła i otworzyła drzwi zza których wyszedł Leon.
- Violetta?
W tej chwili zawalił się mój cały świat. Jak mogłam dać się tak oszukać?!? Dlaczego on mi to zrobił? Jak mogłam mu zaufać? Kochałam go a on spiskował przeciwko mnie. Ale chwila… Leon i Tomas mieliby współpracować? Coś tu nie gra… Nawet nie wiedziałam, że może być jeszcze gorzej. Lara zaczęła się pochylac w jego stronę. Ona ma zamiar go pocałować…?

Ciąg dalszy nastąpi

 Yeeey! Udało się!!! Cały dzień siedzenia przy kompie i pisania, ale w końcu stworzyłam rozdział. Jest jaki jest (wiem, że strasznie krótki) ale udało się! Po pierwsze chciałabym was zaprosic na bloga Laguny. Ma wielki talent i bardzo się stara, ale komentarze spadają. Wejdźcie http://mi-historia-mi-mundo.blogspot.com/ i zobaczcie, że ten blog jest wyjątkowy. Dodajmy jej motywacji.

A po drugie chcę wam bardzo podziękować.  Zależało mi, żeby jak najszybciej dodać posta bo w tym tygodniu przekroczyliście liczbę 100 komentarzy i 2000 wyświetleń. To dla mnie wielki sukces. Dziękuję, że jesteście, czytacie, komentujecie.

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 9 - Na pewno nie zostawię Leona!



 Rozdział dedykuję Julii Verdas i Ani <3

Leon


   - Leon?!? – wrzasnęła Fran.

   - Nie, święty Mikołaj – odparłem. Ta sytuacja była dziwna, wszyscy patrzyli na mnie jak na jednorożca. A tak właściwie to co oni tu robią?

   - Co ty tu robisz? Nie powinieneś być w szpitalu? – ciągnęła Włoszka.

   - Wypuścili mnie wcześniej i chciałem zobaczyć, co u Violetty – powiedziałem i rozejrzałem się po pokoju – Gdzie ona właściwie jest?

   - U Cami – odpowiedziała szybko Naty.

Miałem złe przeczucia co do tego wszystkiego. Gdyby wszystko było dobrze, to przecież by napisała. Zacząłem się martwic. Doskonale wiem co powiedziała w szpitalu. Ja też ją kocham i muszę jej to w końcu powiedzieć.

   - Jesteście pewni, że nic jej nie jest – spytałem.

   - Pewnie, ściągnęliśmy sobie system namierzania – powiedział Marco – Viola jest teraz… - Meksykanin spojrzał z przerażeniem na ekran komórki – Została porwana.

10 minut wcześniej


Camila


   Szliśmy pustą ulicą. W nocy wszystko stało się inne, opuściła mnie nawet ta odwaga, której zazwyczaj mam zbyt dużo. To była po prostu niepokojąca sytuacja. Iść chodnikiem o północy w tak opustoszałym mieście. Nie poznawałam tego Buenos Aires, wszystko wygląda inaczej, niż rano, kiedy chodzę do studia. Do tego przez całą drogę nikogo nie minęliśmy, co było bardzo podejrzane. Zero samochodów, zero ludzi i jeszcze ta rzadko spotykana, idealna cisza. Złapałam Brodueya za rękę, co prawda nie chcę, żeby przyjaciele wiedzieli, że się boję, ale w tym wypadku mam do tego powody. Nagle zatrzymał się przed nami wielki, czarny samochód. Z pojazdu wyskoczyła jakaś dwójka ludzi. To musi być ta cała Jade. Już rozumiem czemu się jej bali, ona zachowuje się jak nienormalna. Usłyszałam cichy pisk Violi i zobaczyłam, że Andres jest nieprzytomny. Później zabrali Violettę, która próbowała się z nimi szarpać. Byłam oszołomiona i cały czas stałam w miejscu, próbując zrozumieć co się właśnie dzieje. Poczułam, że ktoś uderza mnie głowę i próbuje zaciągnąć do samochodu, ale byłam silniejsza i zaczęłam się wyrywać jakiemuś typkowi. Viola nazwała go Matias. Kiedy poczułam, że tracę siły, krzyknęłam tylko:

   - Broduey!!!

   Czułam się bezsilna. Chłopak próbował mi pomóc, ale ta cała Jade uderzyła mnie ponownie – prostownicą do włosów?!? Upadłam i nie miałam siły by się podnieść. To był koniec.


Violetta


Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Małe okno, nie wpuszczało do pomieszczenia zbyt wiele światła. Nadal była noc. Obok mnie na ziemi leżała moja nieprzytomna przyjaciółka. Biedna Cami… Nagle klamka poruszyła się i ktoś gwałtownie otworzył drzwi. Do pomieszczenia weszła jakaś dziewczyna w czarnej bluzie i podeszła w moją stronę.

   - Violetta, w końcu jesteś – powiedziała szyderczo. Dobrze znałam ten głos.

   - L… Lara? To ty to zrobiłaś?

   - Nie tylko ja – powiedziała dziewczyna wychodząc.

   Mogłam się domyślić, że to ona, tylko ktoś taki jak Lara mógłby chcieć skłócić mnie z Leonem. Najgorsze jest to, że się jej udało. Pomimo, że z Leonem obiecaliśmy sobie, że nic nas nigdy nie rozdzieli. Znowu pojawiła się osoba z głupim planem, przez którą muszę cierpieć. A do tego jestem zamknięta w jakiejś piwnicy bez możliwości ucieczki i nikt nie wie gdzie jesteśmy. Chwila, mam przecież przy sobie komórkę! Spojrzałam na wyświetlacz – była piąta nad ranem. Chciałam do kogoś zadzwonić, powiedzieć gdzie jestem, ale nie było zasięgu. W sumie mogłam się spodziewać. I do tego jeszcze miałam rozładowaną baterię. Wykorzystałam resztkę energii na oświetlenie pokoju. W kącie siedziała Angie. Była blada i cała posiniaczona – pewnie przez ten wypadek. Opierała się o ścianę ze smutną miną.

   - Niedługo stąd wyjdziemy – powiedziałam – Na pewno nas znajdą. – odpowiedziała mi tylko głucha cisza – Już zaczynają nas szukać, na pewno stąd wyjdziemy!

   Angie pokręciła głową.

   - Jade i Matias chcą się nas pozbyć i przejąć pieniądze twojego ojca. – powiedziała Angeles – Już zaplanowali wypadek, nie możemy nic zrobić. Cami i Andresowi pewnie się uda, ale…

   Angie przestała mówić, bo drzwi ponownie się otworzyły. W słabym świetle zauważyłam, że do środka wszedł… Tomas!?!

   - Puścimy was wolno, ale pod jednym warunkiem – rzucił oschle.

   - Niby jakim? – spytała Camila podnoszą się.

   - Zostawisz Leona i wyjedziesz stąd na zawsze i nigdy nikomu o tym nie powiesz. – powiedział hiszpanin – Musisz zerwać kontakt z tymi matołami.

   - I zrzekniesz się swojego majątku – dodała Lara wchodząc do tego pomieszczenia.

   - Na pewno nie zostawię Leona!!! NIGDY!!! – wrzasnęłam, a Tomas tylko się debilnie zaśmiał.

   - Jeszcze zmienisz zdanie – powiedział i wyszli.

  Tym razem nie mam zamiaru płakać. Muszę być silna – dla Leona. Najgorsze jest to, że muszę wyjechać, a on nigdy nie dowie się dlaczego. Muszę to zrobić dla niego i dla moich przyjaciół. Oni zmienią ich życie w koszmar, jeśli nie zniknę.

   - Na pewno damy radę – powiedział Andres. – Niedługo będziemy wolni, jestem tego pewien.

   - Tak -  powiedziałam. – Szkoda, że nie będę mogła się pożegnać.

   - Nie Violu! – wrzasnęła Cami – Nigdzie nie jedziesz. Nie daj się im zastraszyć, nie daj im wygrać. 

   - Nie boję się – odparłam – Ale muszę to zrobić dla waszego bezpieczeństwa.

   - I myślisz, że wtedy przestaną? Jade na pewno nigdy nie da mi spokoju – powiedziała Angie. – I nie pomożesz w ten sposób Leonowi. Słyszałam, jak Lara drze się na Matiasa, że on musi zapłacić za swoje błędy. Że będzie cierpiał tak samo jak ty. Uwierz, wyjeżdżając tylko ułatwisz im sprawę i stracisz wszystko.

   Drzwi ponownie się otworzyły, a za nimi stała Jade.

   - Idziesz ze mną smarkulo – powiedziała wyprowadzając mnie z pokoju.

 ~*~*~*~*~

Po pierwsze przepraszam Was  za tak beznadziejny rozdział. Stworzyłam go obżerając się słodyczami i pizzą i oglądając Igrzyska Śmierci. Wena wraca w różnych momentach. Rozdział dedykuję mojej "bliźniaczce" Julii Verdas  i Ani, która siedzi w tym momencie obok mnie i czyści moje szafki z czekolady. Kocham was <3 Wiem, że nie masz konta na bloggerze i nie obejrzałaś Violetty do końca, ale liczę, że to przeczytasz. Pomimo, że nie piszę o Tomasettcie. Postaram się go na przyszłośc ukazac w lepszym świetle, bo wiem że w tym rozdziale się popisałam. Czekam na twój anonimowy komentarz. Buziaki :*

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 8 Tajemnicza osoba



Ludmiła
   Odwróciłam się w stronę swojego byłego chłopaka. W zasadzie nie wiem już co jest między nami. Spojrzałam w jego piękne, brązowe oczy. Cały czas widziałam w nich smutek. Zatkało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.
   - Fe..de – wyjąkałam – Ja przepraszam… - z moich oczu popłynęły łzy. Za bardzo za nim tęsknię. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Dlaczego Federico nie może zrozumieć, jak bardzo mi na nim zależy? W tym momencie chłopak usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
   - Ja też przepraszam – wyszeptał – Powinienem ci wtedy zaufać. Wiem, że chciałaś tylko pomóc Violetcie. – Federico zamilkł na chwilę, a potem dodał prawie niesłyszalnie – Ale zabolało mnie to, że mi o tym nie powiedziałaś.
   Powinnam cieszyc się, że Fede mi wybaczył, ale czułam się jeszcze gorzej. Zniszczyłam nasze zaufanie, nie będzie już tak jak dawniej. Przytuliłam Federico i powiedziałam:
   - Postaram się to naprawić.
   - Nie musisz nic naprawiać – powiedział – Niepotrzebnie tak zareagowałem. Po prostu byłem zazdrosny. Rozumiem, że możesz być zła, ale…
   Postanowiłam przerwać mu pocałunkiem.
   - Nie umiem być na ciebie zła – powiedziałam z uśmiechem.  

Violetta
   Nie! Nie! To niemożliwe!  Leon nie może umrzeć! Dlaczego to spotkało akurat jego? To na pewno przez tą osobę, która chce mnie zniszczyć, która uśmierciła Angie. Dlaczego ten ktoś chce wykończyć moich bliskich? Teraz zostałam sama. Muszę żyć bez Leona, ale nie umiem. Ale jest mała szansa, że przeżyje. Przez upadek zapadł w śpiączkę.
   Lekarz pozwolił mi wejść do sali. Wytarłam łzy, wstałam z krzesła i skierowałam się do pomieszczenia. Cały czas leżał nieprzytomny. Chciałam krzyczeć, ale musiałam być silna – dla niego. Osoba przez którą to się stało musi za to odpowiedzieć. Dlaczego ktoś chce zniszczyć życie moich bliskich? W tej chwili przypomniałam sobie, że ludzie w śpiączce zazwyczaj wiedzą co się dzieje wokół nich. Szybko wytarłam łzy i usiadłam obok niego.
   - Leon, ja przepraszam. Wiem, że to przeze mnie tu jesteś – powiedziałam – Proszę nie odchodź. Kocham cię.- poczułam, że ktoś chwyta mnie za dłoń.
   - Violetta, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. – powiedział cicho.
   - Leoon! Obudziłeś się! Czekaj, biegnę po lekarza! – krzyknęłam i szybko wybiegłam z pomieszczenia. Jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa. Chwilę później do sali weszły pielęgniarki, a lekarz kazał mi wrócić do domu.
   Nie mogłam ruszyć się ze szpitala. Muszę porozmawiać z Leonem. Ja go nadal kocham, nie mogę go tu zostawić samego. On musi wiedzieć, że…
   - Violetta – krzyknęła Fran. Odwróciłam się w stronę przyjaciółki. – Natalia mi o wszystkim powiedziała. Chodź, musimy stąd iść.
   - Nie! Ja zostaję tu z Leonem – powiedziałam.
   - Violu, zaufaj mi. Musimy szybko stąd znikać. – rozejrzała się, a potem dodała ciszej – Chyba nie chcesz, że by jeszcze komuś coś się stało.

Marco
   - No chodź! – krzyknęła ponownie Fran. Nie rozumiałem o co jej chodziło, najpierw wróciła szybciej z Włoch, a teraz krzyczy na mnie o 23:00, że mam iść z nią do Violetty. Faktycznie, słyszałem o tym porwaniu, ale co zmieni siedzenie u Violi, jeśli zajmuje się tym policja?
   - Ale po co? – spytałem, nadal nie rozumiejąc zachowania dziewczyny.
   - Bo boję się sama – powiedziała Włoszka z miną słodkiego pieska. Nie mogłem jej odmówić.
   - No dobrze – powiedziałem, a Fran szeroko się uśmiechnęła i pociągnęła mnie za rękę. Poszliśmy w kierunku domu naszej przyjaciółki.
   Kiedy doszliśmy na miejsce, Fede wpuścił nas do środka, a w salonie czekali już Cami, Ludmiła i Broduey. To znaczy, że wszyscy są w to zamieszani, a tylko ja o niczym nie wiem. Szkoda tylko, że Fran nie wytłumaczyła mi tego swojego genialnego planu wcześniej.


Naty
   Lena już smacznie spała zapominając o planie.
   - Przykro mi, ale dzisiaj sobie nie pośpisz – powiedziałam oblewając siostrę wodą.
   Blondynka chciała krzyknąć, ale się powstrzymała. Zbliżała się północ, a my chciałyśmy się wymknąć. Wyjęłam zza szafy drabinę sznurową, przyniesioną wcześniej z garażu. Lena szybko się podniosła i położyła na biurku kartkę: „Wyszłyśmy wcześnie do studio, nie chciałyśmy was budzić. Całuski Naty i Lena” Mama zauważy, że nas nie ma dopiero rano i możliwe, że się nie dowie. Wątpię, że wypuści nas z domu w nocy, po to żeby bronić przyjaciółkę przed porywaczem. Szybko podeszłam do okna i zeszłam na dół. Kiedy moja siostra pojawiła się na trawie, zauważyłam stojący na ulicy samochód Maxiego, w którym poza moim chłopakiem czekał jeszcze Andres.
~*~*~*~
   W domu Violetty czekali już wszyscy nasi przyjaciele.
   - Teraz możemy działać – szepnęła Fran – Viola, Cami, Andres i Broduey jedźcie do Camili. Jej rodzice o wszystkim wiedzą. Pablo mówił, że Jade może się tu dzisiaj zjawić.
   Nasi przyjaciele szybko wyszli, a my siedzieliśmy w ciszy i w ciemności. W telefonach ustawiliśmy w szybkim wybieraniu numer na policję i włączyliśmy programy namierzające. Dom Violi był pełny poustawianych pułapek, ale pomimo tego wszystkiego strasznie się bałam. Miałam wrażenie, że tej nocy coś się wydarzy. Nie musiałam czekać długo. Nagle klamka się poruszyła. KTOŚ MIAŁ KLUCZE DO DOMU!!! Światła były zgaszone, przez co ta osoba nas nie widziała. Ciemna postać już zdążyła otworzyć drzwi. Strasznie się bałam. Przerażona cały czas trzymałam Maxiego za rękę. Tajemnicza osoba zaczęła zbliżać się do nas, najwyraźniej szukając włącznika światła. Moi przyjaciele siedzieli w bezruchu, ale ja czułam ich obecność, pewnie bali się tak jak ja. Nie wiadomo kto to jest i czego tu szuka. Nagle Fran poderwała się z fotela oświetlając mu twarz. Ona to jest odważna… No nie wierzę, to był ….


~*~*~*~*~ 

I w końcu jest rozdział 8. Napisanie go było dla mnie bardzo trudne, ale po czterech godzinach pisania i słuchania Ti credo w końcu mi się udało. Nawet nie wiem ile razy to kasowałam i zaczynałam od nowa. Ale wy mnie zmotywowaliście.  Bardzo się cieszę z tych wszystkich komentarzy pod poprzednim postem. Jesteście wspaniali <3